Pierwszy dzień w szkole. Tyta z Myszką Miki, uroczysty apel, granatowy fartuszek…

1 września – to data nierozerwalnie kojarząca się z początkiem roku szkolnego.

Pierwszy apel, worek z obuwiem zmiennym, tyta ze słodyczami – swoimi wspomnieniami związane z pierwszym dniem szkoły dzielą się z nami osoby z życia publicznego Gliwic.

Ewa Chudyba, Muzeum w Gliwicach

Pójścia do szkoły nie mogłam się doczekać. W przeciwieństwie do przedszkola czy nawet zerówki, szkoła była czymś ?na poważnie? – i to właśnie podobało mi się w niej najbardziej. Podobał mi się również budynek, w którym była usytuowana – rosły obok niego wierzby, a także jej numer ? to była trójka. Ponieważ szkoła znajdowała się blisko mojego domu, często mijałam ją chodząc na spacery i wyobrażałam sobie, jak to będzie, kiedy założę niebieski fartuszek, a do rękawa przypnę agrafką tarczę…
1 września 1988 roku był pełen emocji. Klasa, ławki, dzieci, pani nauczycielka, jej biurko na podwyższeniu, podekscytowani rodzice…


W kolorowej tycie znalazłam słodycze i bordowe wieczne pióro ze srebrną strzałką.

Pięknie pisało i bardzo je polubiłam ? prawie nigdy nie robiło kleksów. Na pamiątkę pierwszego dnia w szkole dziadek ofiarował mi wielką encyklopedię PWN. Dostałam również ?worek na kapcie? (oczywiście nie muzealne, tylko na obuwie zmienne). Był granatowy, z białymi kwiatuszkami, a uszyła mi go mama.
.

Angel Perez Garcia, trener Piasta Gliwice

Podobnie jak w Polsce, również w Hiszpanii dzieci zaczynają szkołę we wrześniu. Nie zawsze jest to pierwszy dzień miesiąca, ale zawsze to jeden z pierwszych dni. Maluchy mają wówczas 6 lat i razem z rodzicami bardzo przeżywają ten ważny dla nich dzień. Początkowo ich zajęcia trwają tylko dwie godziny, później stopniowo coraz więcej i więcej, tak aby przyzwyczaić do rytmu szkolnego i nie wywoływać zbędnego stresu.
Pamiętam swój pierwszy dzień w szkole. Moja szkoła nazywała się Colegio Nuevas Luces. Ten dzień przysporzył mi wiele radości. Mój ojciec powiedział, że szkoła jest bardzo ważna i zawsze do tego przykładał szczególną wagę. Początkowo odczuwałem trochę strachu, ale potem się stopniowo przyzwyczaiłem. Ze szkołą tak jak z innymi rzeczami – na początku jest ciężko i wszystko co nas otacza jest nowością, ale potem człowiek się odnajduje. Nie było żadnych mundurków, nie było żadnej tytki.

W Hiszpanii nie ma takiego zwyczaju, że dzieci otrzymują słodycze w pierwszy dzień.

Ten etap mojego życia był bardzo ważny i dobrze go wspominam. Do dzisiaj mam bardzo dobrych przyjaciół, których poznałem w pierwszej szkole.

Marlena Polok-Kin, dziennikarka „Dziennika Zachodniego”

Jestem z natury ciekawska, a mama obiecywała, że w szkole będzie fajnie – więc byłam pozytywnie nastawiona idąc do pierwszej klasy. Czego się bałam? Ja może mniej, ale za to moi rodzice – obawiali się, jak wytrzymam 45 minut bez wiercenia się i gadania. Hmmm, mieli rację, nie udawało mi się usiedzieć na miejscu.

Szybko też okazało się, że strasznie się tam nudzę, bo umiem czytać i pisać.

Pierwszy dzień w szkole (przez rok chodziłam do SP nr 41 na os. Sikornik) pamiętam przez pryzmat, a raczej – zapach wielkiej tyty: dostałam ją od chrzestnej. Pachniała moją ulubioną wedlowską mieszanką (Bajeczne i Pierroty – mmmm) i pomarańczą. Doskonale pamiętam też, że ledwie mogłam ją unieść – była wielka, perłowo-wiśniowa z myszką Miki, głowy nie dam, ale możliwe, że zagraniczna, chyba z NRD. To przeżycie, którego się nie można zapomnieć.

Dr Alina Vogelgesang, rektor Gliwickiej Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości

Do pierwszej klasy poszłam w wieku 7 lat. Ten pierwszy dzień pamiętam doskonale, bo moi rodzice starali się, aby było to prawdziwe święto. Miałam nową białą bluzkę ze śmiesznym kołnierzykiem dopinanym, który moja mama specjalnie wyhaftowała na tę okazję oraz granatową plisowaną spódniczkę.

Największym przeżyciem był apel rozpoczynający rok szkolny, który odbywał się w sali gimnastycznej mojej szkoły.

Wszyscy rodzice przybyli na tą uroczystość, a pan dyrektor pasował pierwszaków na ucznia szkoły podstawowej nr 38 w Bytomiu. Wtedy dostałam tarczę, którą musieliśmy nosić każdego dnia. Po prostu bałam się ,że nie będę wiedziała co zrobić. Jednakże wszystko poszło pomyślnie, a ducha podtrzymywała mi ?tyta? , którą niosła mama, bo dostała ją dopiero po pasowaniu. Po przyjściu ze szkoły świętowaliśmy z całą rodziną uroczystym obiadem i tortem.

Zbigniew Wygoda, przewodniczący gliwickiej Rady Miasta

Pierwszy dzień w szkole? Trudne pytanie, bo czas zaciera wspomnienia, a było to już dość dawno. Pamiętam, jak mama wróciła ze spotkania rodziców pierwszoklasistów i przekonywała mnie, że szkoła to nic strasznego, a wychowawczyni jest bardzo fajna.

Na pewno byłem trochę, jak pewnie każde dziecko, zestresowany.

Oczywiście towarzyszyła mi nieodłączna tyta, niewiele mniejsza chyba ode mnie, zawartości już nie pamiętam, na pewno była skromniejsza niż dzisiaj, bo też i czasy były trudniejsze. Gdzieś tam w domowym archiwum zachowało się zdjęcie mojej klasy, dzieciaków odświętnie ubranych, siedzących w ławkach, z nieco wystraszonymi minami.
Szkoda, że tak powszechne dziś możliwości utrwalenia obrazu wówczas nie były dostępne, z przyjemnością odświeżyłbym ten dzień. Wspomnienia, przygaszone przez czas, odżyły, gdy po raz pierwszy prowadziłem do szkoły swoje dzieci. Z pewnością dla każdego z nas był to wielki dzień.

oprac.: Michał Pac Pomarnacki