Janusz Moszyński: historia z Gliwicami w roli głównej

Samorządowiec, polityk, prezydent, ale przede wszystkim mieszkaniec Gliwic, z którymi związany jest od urodzenia, czyli od 63 lat.

Jego rodzina pochodzi ze Lwowa. Tam urodzili się i wychowali moi dziadkowie – wspomina. Zanim babcia razem z mamą dotarły do Gliwic, przeżyły trudny wojenny czas w okolicach Biecza, natomiast ojciec został wywieziony z rodziną na Syberię, później znalazł się na Bliskim Wschodzie z armią Generała Andersa, gdzie uczęszczał do szkoły kadetów, a następnie w 1948 roku przez Anglię dostał się do Polski.

Janusz Moszyński ukończył architekturę na Politechnice Śląskiej. – Po obradach Okrągłego Stołu, kiedy prowadzono przygotowania do wyborów kontraktowych, działałem w Komitecie Obywatelskim, który po rezygnacji ówczesnego prezydenta Gliwic, zgłosił na to stanowisko dwie kandydatury, w tym moją. W głosowaniu wybrano Zbigniewa Pańczyka, natomiast w styczniu 1990 roku na jego wniosek zostałem powołany na stanowisko wiceprezydenta. Co ciekawe Gliwice były drugim miastem po Łodzi, gdzie przedstawiciele Solidarności weszli do Urzędu Miejskiego, który wówczas był jeszcze terenowym organem administracji państwowej – opowiada.

Od 1990 do 2002 roku był członkiem Rady Miejskiej, przez 7 lat przewodniczył Komisji Gospodarki Przestrzennej i Inwestycji, natomiast w latach 1998-2006 ponownie pełnił funkcję zastępcy prezydenta miasta.

W 1995 roku jako Dyrektor Gliwickiej Agencji Inicjatyw Gospodarczych przygotował ofertę dla koncernu General Motors, który szukał lokalizacji na budowę zakładów fabryki samochodów Opla.

– Ta półroczna batalia o zakłady Opla to jedna z bardziej fascynujących przygód w moim życiu, aczkolwiek był to okres bardzo intensywny i męczący – dodaje. Zakończył się ogromnym sukcesem, bo podpisanie umowy z GM zapoczątkowało rozwój gliwickiej podstrefy ekonomicznej.
– W zasadzie można powiedzieć, że gospodarczą historię naszego miasta należy podzielić na dwa okresy, czyli „przed” i „po” powstaniu Opla. Nie zmieniają tego faktu zmiany, które się niedawno zadziały i które bardzo mnie niepokoją – przyznaje.

Po lokalnym samorządzie przyszedł czas na struktury wojewódzkie. Od 2006 roku przez 4 lata Janusz Moszyński był radnym sejmiku wojewódzkiego, a przez półtora roku sprawował funkcję marszałka województwa śląskiego. Jak sam twierdzi, okres marszałkowski był trudny pod względem ilości pracy i odpowiedzialności, ale – przede wszystkim – z powodu konfliktów politycznych, z którymi przyszło mu się zmierzyć.

– Jak to się skończyło to przyszedł czas na „odwyk” od polityki. Żeby przypadkiem się nie złamać i nie dać namówić na kolejny start w wyborach, które miały odbyć się na jesieni 2010 roku, już w lutym kupiłem dla mnie i żony bilety do Katmandu, by uczcić 25 rocznicę ślubu – wspomina.
Wtedy spełnił swoje marzenie i stanął twarzą w twarz nie tylko z samymi Himalajami, ale dotarł na szczyt Kala Pattar, z którego widok na Mount Everest zapiera dech w piersiach.
– Zetknięcie się z majestatem gór, nie ważne czy wysokich czy niskich pozwala odnaleźć prawidłowe proporcje w życiu – dodaje. Potem była jeszcze przygoda z Annapurną, a dwa lata później wejście na Kilimandżaro.

– Tzw. czas odwyku pozwolił mi odświeżyć spojrzenie i popatrzeć na Gliwice z perspektywy mieszkańca. Dostrzegłem pewne kwestie z poziomu chodnika, a nie osoby zarządzającej. Kiedy miasto zostało porzucone po roku trwania kadencji nie mogłem stać i przyglądać się temu z boku i gdy zaproponowano mi pełnienie obowiązków prezydenta, nie zastanawiałem się długo, gdyż było to dla mnie logicznym następstwem dotychczasowej działalności samorządowej – mówi.

Jak mawia Reinhold Messner, jeden z najwybitniejszych himalaistów, człowiek bardzo ceniony przez obecnego prezydenta, o wielu sprawach w życiu decydują: charakter i doświadczenie. Te dwa komponenty w kontekście Janusza Moszyńskiego mają tak mocne fundamenty, że pełnienie przez niego obowiązków prezydenta przynosi miastu i mieszkańcom wiele dobrego.


Sfinansowano ze środków KWW Janusza Moszyńskiego