Zapomniany cmentarz w centrum Gliwic. Od pierwszego pochówku minęło 200 lat

Najstarszy zabytek kultury żydowskiej w Gliwicach – dziś zapomniany, prawie całkowicie porośnięty bluszczem, służy jako miejsce schadzek bezdomnych.

W tym roku mija dokładnie 200 lat od powstania najstarszej nekropolii żydowskiej w Gliwicach.

Cmentarz, często nazywany kirkutem, położony jest w głównym punkcie miasta – pomiędzy dworcem PKP a Placem Piastów, niedaleko galerii handlowej – na placu o powierzchni 0,6 hektara. Decyzję o wyodrębnieniu nekropolii żydowskiej podjęto w 1814 roku, decyzją władz pruskich. Wcześniej wyznawców tej religii zamieszkałych w Gliwicach chowano w Mikołowie lub Wielowsi. Wraz z pochówkiem pierwszej osoby, a więc w 1815 roku kirkut zaczął funkcjonować.
 


Przy głównym wejściu do cmentarza, przez bramę z Gwiazdą Dawida, znajdują się ruiny dawnego domu przedpogrzebowego.

W porównaniu z obiektem przy ul. Poniatowskiego, musiał on być o wiele mniejszy i bardziej kameralny. Pionowe nagrobki, w judaizmie nazywane macewami, ustawione są rzędami. Obecnie całość sprawia wrażenie zarośniętej bluszczem. Większość macew posiada epitafia wyryte w języku hebrajskim, które często przybierały podobną formę, sławiącą zmarłego.

Spośród około około 600 pochowanych Żydów, przy ul. Na Piasku spoczęły postacie wybitne i zasłużone dla Gliwic.

Najokazalej prezentuje się pomnik grobowy Meyerów, postawiony w formie kaplicy w centralnym punkcie nekropolii.

Bendix Meyer był gliwickim radnym oraz znanym przemysłowcem, który założył przedsiębiorstwo produkujące kotły.

Inne znane osoby wyznania mojżeszowego, które na wieki spoczęły na gliwickim kirkucie, to rodzina Troplowitzów, przodkowie Oscara Troplowitza – wynalazcy kremu „Nivea”.

Zapomnianą, a jak najbardziej zasłużoną postacią pochowaną przy ul. Na Piasku jest mistrz murarski Solomon Lubowski, budowniczy starej poczty (obecnie Urząd Pracy przy Pl. Inwalidów Wojennych), Willi Caro, budynku Starostwa Powiatowego czy synagogi żydowskiej.

Co ciekawe, wśród historyków i znawców judaizmu nie ma zgodności co do określenia kirkut, które często pojawia się w publikacjach historycznych.

– Tak nazywane były (są) cmentarze żydowskie na wschodzie, w Galicji, na dawnych polskich Kresach. Na Górnym Śląsku używano określenia „jüdischer Friedhof” lub „Juden Friedhof” czyli po prostu cmentarz żydowski. Tak też występuje to miejsce na mapach. Używanie określenia „kirkut” jest dyskusyjne. Nota bene sami Żydzi unikali stosowania tego określenia – tłumaczy Bogusław Tracz, historyk z katowickiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej.

W 1937 roku odnotowano prawdopodobnie ostatni pochówek przy ul. Na Piasku. Niedługo potem wybuchła II wojna światowa, rozpoczął się Holocaust. Obiekt odszedł w zapomnienie po II wojnie światowej. Wiele marmurowych płyt zostało rozkradzionych i użytych jako nowe nagrobki. Władze ludowe przejęły obiekt w 1956 roku.

17 lat później podjęto decyzję o jego likwidacji pod budowę autostrady lub, w późniejszych projektach, dworca autobusowego.

Ten czarny scenariusz na szczęście zatrzymał się na fazie planów, a w 1976 władze wojewódzkie zakazały likwidacji nekropolii. W związku z niewielką populacją żydowską zamieszkującą Gliwice, po wojnie o cmentarz przestano dbać. Zaczął służyć jako miejsce mszy satanistycznych i libacji alkoholowych. Sądząc po licznych puszkach i butelkach, te ostatnie odbywają się tam do dziś. Mniej kłopotliwymi, choć nie do końca spodziewanymi użytkownikami cmentarza, są… koty, dokarmiane przy głównym wejściu.

Dziś kirkut znajduje się w rękach gminy żydowskiej.

Samo wejście na cmentarz w okresie zimowym, nie jest sprawą łatwą. Stowarzyszenie „Zikaron”, które opiekuje się obiektem, udostępnia nekropolię zwiedzającym w okresie od wiosny do końca października w każdą trzecią niedzielę miesiąca. Jak informuje nas Bożena Kubit z Muzuem w Gliwicach, prezes stowarzyszenia, zwracano się do miasta o środki na odnowienie obiektu lub, przynajmniej, wyremontowanie dziurawego ogrodzenia (przez które autor dostał się na cmentarz). Niestety, bezskutecznie – miasto, które nie jest właścicielem nekropolii, nie zamierza pokrywać kosztów remontu. Choć postawie gminy (która z własnych pieniędzy remontuje Dom Przedpogrzebowy przy ul. Poniatowskiego) trudno się dziwić, to można ubolewać nad faktem, że miejsce, na którym leży wielu zasłużonych gliwiczan, powoli odchodzi w zapomnienie.

Michał Pac Pomarnacki

konsultacja: Bożena Kubit, Muzeum w Gliwicach,
korzystano z publikacji D. Walerjańskiego pt. „Zatarty ślad – historia cmentarzy żydowskich w Gliwicach.