Eryk Mistewicz na dłużej w Gliwicach. Kolejna umowa na doradzanie, za prawie 150 tys. zł

Współpraca magistrackich urzędników ze znanym specjalistą od wizerunku Erykiem Mistewiczem, w zeszłym roku kosztowała gliwickiego podatnika ponad 100 tysięcy złotych. W tym roku kwota sięgnie prawie 150 tysięcy.

Problem w tym, że nadal nie wiadomo za co tak naprawdę płacimy i jakie realne korzyści płyną z tego tytułu dla Gliwic.

Eryk Mistewicz to jeden z najbardziej znanych speców od wizerunku w kraju. Doradzał największym tuzom świata polityki i mediów. Nie dziwi więc cena, jaką liczy za swoje usługi. Pytanie czy jego pomoc gliwickim urzędnikom jest faktycznie niezbędna?


– Z dotychczasowej współpracy z firmą Strategia Plus miasto jest zadowolone. Doradztwo Eryka Mistewicza pomaga lepiej wykorzystać potencjał Gliwic w promocji miasta – informuje w lakonicznym komunikacie Marek Jarzębowski, rzecznik prasowy prezydenta Gliwic, Zygmunta Frankiewicza.

Zawarta na początku marca umowa opiewa na kwotę 147 tysięcy złotych i będzie obowiązywać do końca 2015 roku.

W tym czasie firma Eryka Mistewicza będzie odpowiedzialna m.in. za analizę dynamiki zmian na rynku mediów, analizę potencjału wizerunkowego i marketingowego Miasta, konsultacje w zakresie Media Relations i przygotowanie „bazy danych liderów opinii: dziennikarzy oraz szefów wydawnictw i członków kierownictw mediów”. Próżno liczyć na doprecyzowanie przez urzędników mętnych i niejasnych pojęć zawartych w umowie. Tym bardziej, że dokument szczegółowo określa zakres informacji poufnych.

– Uważam, że urzędnicy podpisujący taką umowę powinni się postawić w roli mieszkańca, który zarabia przysłowiowe dwa tysiące złotych. Kwota umowy na doradztwo jest bardzo wysoka. W takiej sytuacji konieczne jest wyjaśnienie realnych korzyści, jakie ma przynieść ta współpraca oraz przedstawienie opinii publicznej efektów pracy doradcy. Analizy, raporty czy wskaźniki powinny być publicznie dostępne – mówi opozycyjny radny Dominik Dragon (PO).

Pytanie o współpracę z Erykiem Mistewiczem wywołuje szereg kolejnych wątpliwości, związanych z wydawaniem pieniędzy na promocję Miasta. O ile można zrozumieć rozpowszechnianie treści dotyczących Hali Gliwice, o tyle niedawna akcja informacyjna w kilku gazetach (m.in. „Fakt”, „Gazeta Wyborcza”, „Gość Niedzielny”) dotycząca wyboru prezydenta Gliwic na przewodniczącego Związku Miast Polskich, wydaje się budować markę przede wszystkim Zygmunta Frankiewicza.

Gliwicki podatnik dokłada się również m.in. do materiałów filmowych prezentowanych kilka razy w tygodniu na stronie internetowej Urzędu Miasta.

Sądząc po wynikach oglądalności, nie interesują się nimi nawet sami urzędnicy. W większości przypadków liczba odtworzeń sięga ledwie kilkudziesięciu (rekordzista ma ich „aż” dwa).

Nie o bicie wyników popularności tu jednak chodzi, ale o racjonalne i odpowiadające potrzebom wydatkowanie publicznych pieniędzy. Choćby wysokość kontraktu Eryka Mistewicza, pokazuje, że w Gliwicach często dzieje się to na granicy rozrzutności.

Michał Szewczyk