Największe porażki 2013. Co się w Gliwicach nie udało, o czym wolelibyśmy zapomnieć?

W piątek pisaliśmy o największych sukcesach z perspektywy Gliwic, dzisiaj czas na porażki.

Redaktorzy 24GLIWICE wybrali te informacje, które ich zdaniem w mijającym roku nie przyniosły miastu chluby. Organizacyjne porażki, przetargi polityczne, fuszerki i urzędnicza arogancja – o tym wolelibyśmy zapomnieć. Najlepiej gdyby w ogóle się nie wydarzyło…

Śmieci od metra

Gdy w lipcu zmieniły się zasady segregowania i odbioru śmieci, w wielu miastach Polski zapanował chaos. Również w Gliwicach brakowało kontenerów oraz worków do segregowania śmieci, których firma Remondis, nie zamówiła na czas. Trudno jednak winić urzędników za niedopatrzenia firmy wyłonionej w przetargu. Zamieszanie związane z wejściem w życie uchwały śmieciowej nie było sprawą wyłącznie gliwicką. Wystarczy wspomnieć o trudnościach z wprowadzaniem systemu w stolicy, które w pewien sposób przyczyniły się do zorganizowania referendum ws. odwołania prezydent Warszawy.


Na krytykę zasługuje na pewno metoda naliczania opłat.

W Gliwicach postanowiono pójść na łatwiznę i wybrano najmniej sprawiedliwy sposób naliczania stawek – od powierzchni lokalu mieszkalnego.

Dzięki temu samotna osoba mieszkająca w lokalu o powierzchni 90 metrów kw. zapłaci więcej niż czteroosobowa rodzina żyjąca na 50 metrach kw. Zdaniem prezydenta i radnych Koalicji dla Gliwic oraz PiS, którzy zagłosowali za takim rozwiązaniem, śmieci produkowane są przez metry kwadratowe, a nie przez mieszkańców.

Rondo mocno polityczne

Dokonania i zasługi Lecha Kaczyńskiego dla Polski to temat na odrębną debatę, która, można odnieść wrażenie, odbyła się już wiele razy. Tragedia smoleńska, w której zginął, a zdaniem niektórych poległ, prezydent Polski, została cynicznie wykorzystana przez niektóre środowiska i ugrupowania na scenie politycznej. Głównie, lecz nie tylko, z tego powodu nadanie nazwy rondu u zbiegu ulic Toszeckiej, Warszawskiej i Bohaterów Getta Warszawskiego, budzi mój stanowczy sprzeciw.

Wniosek skierowany na sesję Rady Miejskiej w styczniu pierwotnie przepadł. W kolejnym głosowaniu, miesiąc później, głosami PiS, Koalicji dla Gliwic Zygmunta Frankiewicza oraz niektórych radnych PO, uchwałę przyjęto. Cała sprawa zupełnie niepotrzebnie zrobiła się bardzo polityczna – z różnych stron posypały się kolejne propozycje patronów dla ronda – m.in. Edwarda Gierka czy generała Jerzego Ziętka.

Sam pomysł nadania patrona tak niewielkiemu rondu budzi zdziwienie.

Co ciekawe, w miesiąc po kontrowersyjnej decyzji gliwickich radnych, na kolejnych rondach pojawiły się tabliczki z patronami w postaci generała Andersa i Gwarków. Trudno zrozumieć nową modę na nazywanie rond, które są de facto skrzyżowaniami kilku ulic. Jeszcze trudniej zrozumieć, dlaczego osoba Oscara Troplowitza, który był współtwórcą kremu Nivea, nie patronuje żadnej ulicy w mieście. Z Troplowitza byłby patron idealny – miał na swoim koncie osiągnięcia i był związany z Gliwicami. Przy okazji obyłoby się bez politycznych sporów.

Michał Pac Pomarnacki

 

Rynek w stanie ciężkim

Ukruszona kostka brukowa, złamane płytki, czarny tusz w fontannie Neptuna, bohomazy na elewacji Ratusza i zdewastowana zabytkowa studnia miejska z XVIII wieku. Obraz gliwickiego Rynku jesienią tego roku wołał o pomstę do nieba. O ile bazgroły na ścianach i chuligańskie zniszczenie fontanny to „zasługa” samych mieszkańców, o tyle dziwi jak szybko – bo niespełna trzy lata po oddaniu do użytku – konieczne było naprawienie nawierzchni tego reprezentacyjnego miejsca Gliwic.

Samo usunięcie usterek także wzbudziło wśród mieszkańców mieszane odczucia.

Płyta Rynku przypomina obecnie wielokolorową mozaikę.

Jak wyjaśnia ZDM „z upływem czasu kostki osiągną ten sam kolor”. Liczymy, że „z upływem czasu” ktoś przywróci estetyczny wygląd także fontannie Neptuna i miejskiej studni. Zniszczone i oszpecone stoją już od kilku miesięcy.

Spór o lipy, czyli krótka historia buty i urzędniczej arogancji

Spór o wycinkę prawie 130 drzew rosnących w pasie drogowym przy ul. Mickiewicza rozgorzał jeszcze w zeszłym roku. Z pomocą protestującym mieszkańcom przyszedł Wojewódzki Konserwator Zabytków, który w maju tego roku wpisał drzewa do rejestru zabytków. To był idealny moment na wycofanie się przez Miasto z kontrowersyjnego pomysłu. Zarząd Dróg Miejskich szedł jednak w zaparte i odwołał się od decyzji konserwatora do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Na decyzję ciągle czekamy.

ZDM swój upór uzasadnia troską o bezpieczeństwo mieszkańców. Ci, podejrzewają jednak, że prawdziwym źródłem tej gorliwej postawy miejskich urzędników, jest chęć poprowadzenia w tym miejscu ruchliwej drogi. ZDM konsekwentnie jednak tym spekulacjom zaprzecza.

Jeszcze bardziej jednak niż sama idea wycięcia w pień całego szpaleru drzew, zdumiewa arogancja, z jaką urzędnicy odnoszą się do protestujących mieszkańców.

Jej wyrazem była dla nas przedstawicielka ZDM-u w trakcie październikowych oględzin lip. Z papierosem w ręku, bagatelizowała problem i zbywała wszelkie pytania krótkim: „ja nie jestem tu po to by na nie odpowiadać”.

Ulicę Mickiewicza otacza niska zabudowa jednorodzinna, w całej dzielnicy mieszka niewiele ponad 8 tysięcy ludzi. Może więc wejście przez Miasto w tym miejscu w otwarty spór z mieszkańcami, to wynik chłodnej kalkulacji wyborczej – można tu przegrać bitwę, ale raczej nie wojnę. Czy na pewno?

Michał Szewczyk