„W porę zaświeciła mi się czerwona lampka, warto ostrzec innych w Gliwicach”. Asfaltowi oszuści w akcji

fot. poglądowe/ archiwum 24gliwice

Kazał się nazwać asfaltem, bo asfalt w dobrej cenie oferował. Miał mu niby zostać z remontu ulicy gdzieś w Gliwicach. Wszystko wskazuje na to, że wróciła właśnie stara metoda oszustów – „na asfalt”. Ci, którzy się nabierają, mają potem spękane, kruszące się podłoże. Zamiast asfaltu oszuści leją bowiem smołę z kamykami.

 
Tydzień temu na podwórku w centrum Gliwic, należącym do jednej z firm, kręcił się wysoki, śniady mężczyzna. Kręcił też wyraźnie nosem – na dziury w asfalcie. Kiedy pojawiła się wiceprezes firmy, łamanym językiem polskim (dla ułatwienia gliwiczanka przeszła z nieznajomym na angielski) poinformował, że jego pracownicy mogą, okazyjnie, ubytki załatać.

Mężczyzna reprezentował rzekomo przedsiębiorstwo, które kładło akurat asfalt na jakiejś gliwickiej ulicy.

Robotnikom miało zostać sporo materiału – roztopionego już i rozmieszanego, a nie chcieli, by się zmarnował. Robotę trzeba było wykonać jeszcze tego samego dnia.


– Ucieszyłam się, bo asfalt jest drogi, a nasze podwórko rzeczywiście wymaga naprawy. Już dawno mówiliśmy, że trzeba załatać dziury, ale z tym zwlekaliśmy. Teraz nadarzyła się okazja i na tani materiał, i robociznę. Ten człowiek zaproponował 60 złotych za metr kwadratowy – opowiada wiceprezes.

Zapytała nieznajomego, jak nazywa się przedsiębiorstwo, które reprezentuje.

– W Gliwicach tego typu remonty wykonuje przeważnie jedna, znana już firma, a o tej nigdy wcześniej nie słyszałam. To był pierwszy moment, gdy zapaliła mi się czerwona lampka…

Światło lampki było jednak jeszcze blade. Czerwienieć zaczęło, gdy kobieta poprosiła nieznajomego o wizytówkę, a potem wpisała nazwę przedsiębiorstwa w internetową wyszukiwarkę.

– Nie znalazłam pod tą nazwą żadnej polskiej firmy zajmującej się robotami drogowymi – mówi. – A kiedy dodałam słowo „asfalt”, wyskoczyły strony arabskie.

Nazwisko? Proszę wpisać asfalt

Co do wizytówki – przedstawiciel jej nie posiadał. Podał wprawdzie numer telefonu, lecz zapytany o nazwisko, kazał wpisać po prostu: asfalt.

– Wydawało się to głupie – mówi niedoszła kontrahentka. – Poza tym dziwiło mnie, że mężczyzna spacerował po mieście i szukał dziur w asfalcie na prywatnych posesjach.

Szczęśliwie pani wiceprezes, będąc osobą podejrzliwą, mimo początkowego entuzjazmu, zaczęła szukać dziur w całym. Dzięki temu, zanim dobiła z nieznajomym targu, przetrząsnęła internet. I znalazła.

Oszustwo „na asfalt”. Metoda stara, lecz w Gliwicach mało znana. Przestrzegała przed nią policja z Leszna, i to już w roku 2012, informując o podejrzanej firmie oferującej asfalt w niskiej cenie.

Schemat działania był zawsze ten sam.

Podajemy go, by przestrzec potencjalne ofiary oszustów.

Jak informowali leszczyńscy stróże prawa, do przedsiębiorstwa lub prywatnej osoby przyjeżdżał (samochodem na brytyjskich albo irlandzkich numerach) przedstawiciel firmy zajmującej się budową dróg. Słabo mówił po polsku. Twierdził, że ma do wylania asfalt, który został mu z budowy i trzeba go użyć jeszcze dziś, inaczej się zmarnuje. Jak się potem okazywało, „asfalt” był lejącą się substancją, przypominającą posypaną kamyczkiem smołę. Po wykonaniu wątpliwej usługi firma znikała.

Identycznie wyglądało to w przypadku naszej czytelniczki. Tyle że do finalizacji nie doszło, gdyż kobieta w porę zorientowała się, z kim ma do czynienia. Zadzwoniła jeszcze pod podany numer i zagroziła „panu asfaltowi”, że zgłosi oszustwo policji. Mężczyzna oburzył się. „Co mnie pani oskarża”, krzyknął tylko. Na tym kontakt się urwał.

– W efekcie sprawy nie zgłosiłam, bo przecież do przestępstwa nie doszło, nie miałam żadnych dowodów – tłumaczy gliwiczanka.

W Gliwicach pojawiła się więc metoda znana już kilka lat temu.

– Na stronach lokalnych mediów, na przykład z Zielonej Góry, czytałam, że sprawcy błyskawicznie zjawiają się z koparką, leją asfalt, biorą pieniądze i odjeżdżają. Na drugi dzień asfalt pęka, kruszy się, bo tak naprawdę to smoła z kamieniami – dodaje czytelniczka.

Artykuł, o którym mówi, opublikowano dwa lata temu. Jak się okazuje, w tym samym roku do podobnego zdarzenia doszło w naszym mieście.

– Pamiętam jedną taką sprawę – mówi podinspektor Marek Słomski, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Gliwicach. – W 2019 nasi funkcjonariusze z wydziału do walki z przestępczością gospodarczą dostali zgłoszenie niewywiązania się z umowy. Otóż ktoś zaproponował gliwiczaninowi właśnie asfalt. Część materiału położył, ale pracy nie dokończył.

Podinspektor dodaje jednak, że w tamtym przypadku nie było zastrzeżeń co do jakości materiału. Chodziło wyłącznie o to, że przedsiębiorca przerwał pracę i wraz z pieniędzmi zapadł się pod ziemię. On też miał pochodzić z Irlandii. Sprawa do dziś nie została zamknięta, a to ze względu na jej skomplikowany, bo międzynarodowy charakter. Jeśli zaś chodzi o zgłoszenia nowe, policja z Gliwic jeszcze takich nie odnotowała.

– Płacąc za usługę niską cenę, można spodziewać się podobnej wartości czy jakości wykonania. To prawo logiki – winno być podstawą naszego rozumowania. Szczególnie atrakcyjna cena, ułamek ceny rynkowej to może i okazja, ale… by stać się ofiarą oszustwa albo paserem – komentuje podinspektor Słomski.

Marysia Sławańska