„Nie wiadomo czy nie zostałabym gdzieś zaciągnięta lub okradziona. Gdzie poszedł agresywny mężczyzna – nie wiem. Może czeka na kolejną okazję… Wieczorem już nie byłoby tak łatwo uciec lub prosić o pomoc.”
– czytamy w wiadomości wysłanej do naszej redakcji przez Czytelniczkę.
„W czwartek, o godzinie 18.40 szłam wiaduktem ulicą Toszecką. Byłam już blisko ronda, sklepu Lidl. Nagle wyskoczył za mną pijany mężczyzna, był pobudzony. W panice stanęłam i pozwoliłam mu mnie minąć, mówił do mnie,bełkotał szyderczo się uśmiechał. Przeszedł koło mnie, a potem na drugą stronę ulicy mimo braku chodnika (strona Selgros).
Szłam dalej lecz mężczyzna cały czas mnie obserwował dalej coś pokazywał, mówił, po chwili zaczął biec w moja stronę. Nie miałam gdzie uciekać bo po prawej stronie miałam barierki, a za nimi w dół są tory. Wybiegłam na ulice, widząc ze zaczyna być agresywny i że ma na celu zrobienia mi czegoś. Stojąc w strachu na tej ruchliwej ulicy machałam żeby się ktoś zatrzymał, lecz auta mijały mnie uważając chyba, że zwariowałam. Na szczęście zareagował mężczyzna, który szybko otworzył auto i pozwolił mi wejść do środka. Agresywny facet już był na masce, lecz odjechaliśmy. Dziewczyny pisze to, aby Was ostrzec. Mimo pięknego pogodnego dnia, ruchliwej ulicy, zdarzają się i takie niemiłe przypadki, gdzie NAGLE ktoś wyskakuje zza pleców. Wydaje mi się że facet wyszedł zza barierek, bo parę razy oglądałam się za siebie i nikogo nie było.
Może ktoś uznać, że to błaha sprawa, ale to tylko przestroga, że wariatów jest sporo. Dziękuję Panu, który się zatrzymał. Nie wiadomo czy nie zostałabym gdzieś zaciągnięta lub okradziona. Gdzie poszedł agresywny mężczyzna – nie wiem. Może czeka na kolejną okazję… Wieczorem już nie byłoby tak łatwo uciec lub prosić o pomoc.”