Co z wieżą przy ul. Sobieskiego? Po raz kolejny zmieniła… właściciela (TV)

Zbliża się jesień, a po odkrytej konstrukcji dachu wieży ciśnień przy ul. Sobieskiego hula wiatr. Pomimo zapowiedzi, dostęp do obiektu nie został zabezpieczony.

Niedawno po raz kolejny zmienił się właściciel zabytku. Oznacza to przesunięcie terminów na wykonanie prac zabezpieczających.

W kwietniu tego roku odbyło się specjalne spotkanie dotyczące przyszłości wieży, z udziałem m.in wicewojewody śląskiego Piotra Spyry i wojewódzkiego konserwatora zabytków Magdalena Lachowskiej.
Co zmieniło się w tej sprawie od tego czasu?
Spacerując wokół wieży można odnieść wrażenie, że kompletnie nic. Jedynie dziura w płocie okalającym zabytek wydaje się nieco mniejsza. Na dachu powiewają strzępy zwiniętej folii ochronnej.

Pod koniec czerwca wieża po raz kolejny zmieniła właściciela. Pojawiły się podejrzenia, że tak jak przy ostatnim przejęciu, właścicielami pozostają ciągle te same osoby. Konsekwencją zmiany jest uruchomienie na nowo terminów do wykonania odpowiednich prac zabezpieczających. Czy to celowa gra na zwłokę?

– Na razie to jest domniemanie. Nie mamy żadnych dowodów. Ale jeżeli zmieniają się w tak krótkim czasie właściciele, do których nie można dotrzeć, to wzbudza to takie podejrzenia – mówi Małgorzata Tkacz-Janik, radna Sejmiku Województwa Śląskiego, a zarazem członkini powołanej w kwietniu, grupy roboczej do spraw nadzorowania wieży. – Działanie nadzoru konserwatorskiego spełza na niczym, wygląda na to, że żadnymi środkami prawnymi nie możemy przeciwdziałać czemuś co wydaje się być zorganizowane niezgodnie z prawem – dodaje.

Nowy właściciel to osoba prywatna z okolic Warszawy.

Prawo w tym przypadku nie pozwala na upublicznienie szczegółowych danych osobowych.
Nie udało się nam też skontaktować z przedstawicielami poprzedniego właściciela, Zakładu Badawczo-Produkcyjnego Mostostal (notabene z siedzibą w Warszawie). Trzy numery telefonu widniejące w internecie są nieaktywne.

Jak informują nas w biurze wojewódzkiego konserwatora zabytków, w sprawie Zakładu Badawczo-Produkcyjnego Mostostal został już wysłany odpowiedni wniosek do organów ścigania za niewykonywanie zaleceń pokontrolnych.

Na razie nie wiadomo jakie zamiary ma nowy właściciel, termin w którym miał przedstawić swoje plany jeszcze nie upłynął.

– W chwili obecnej właściciel stara się o pozwolenie na budowę, z drugiej strony biorąc pod uwagę termin wydania takiej decyzji, można powiedzieć, że sezon budowlany jest już dla niego stracony – mówi Adam Szewczyk z Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków.

W piątek, w opuszczonym budynku, reporterzy 24gliwice.pl, natknęli się na składowisko drewnianych elementów, w głównym pomieszczeniu wieży. Jeszcze niedawno ich tam nie było. Nikt z naszych rozmówców nie był w stanie określić skąd pochodzą.

Wieża ciśnień przy ul. Sobieskiego to ponad 100-letni zabytek, który przez lata wykorzystywany był do zapewniania stabilnego ciśnienia w gliwickich wodociągach. Gdy z upływem lat skorzystano z nowocześniejszych rozwiązań, wieża stała się bezużyteczna.
Przez kilka dekad zarządzana była przez miasto. Nowe życie w cenny zabytek, próbował tchnąć parę lat temu znany fotograf Tomasz Gudzowaty. Projekt „Plantacji sztuki” jednak nie powiódł się. W dodatku w 2008r., w wieży wybuchł pożar. Policja mówiła o przypadkowym zaprószeniu ognia przez nieznanego sprawcę.
Od Gudzowatego obiekt przejęła spółka Water Tower. Wielkie plany, o jakich mówili nowi właściciele, nigdy nie zostały zrealizowane. W dodatku niezabezpieczony obiekt popadał w coraz większą ruinę.
Od Water Tower wieżę przejął Zakład Badawczo – Produkcyjny Mostostal. Po pewnym czasie okazało się, że pod tą drugą nazwą kryje się ten sam właściciel. Jednak i pod nowym szyldem równie uporczywie nie stosował się do zaleceń konserwatorskich. Ostatnia zmiana, to przejęcie od Mostostalu zabytku przez osobę prywatną.

Wieże ciśnień w Europie i w niektórych polskich miastach to perełki przyciągające turystów. W zabytkowych budowlach tworzy się eleganckie restauracje, klimatyczne hotele, a nawet studenckie akademiki. Na razie trudno uwierzyć, by podobny scenariusz mógł zostać zrealizowany w Gliwicach.

Michał Szewczyk
Zdjęcia: Łukasz Gawin