„Głąbianie dla Gliwic” w miejskiej publikacji. Rzecznik: „To nie powinno się tam znaleźć”

„A tak na marginesie to d.py ściskało ale głównie Marszałkowi” – to tylko jeden z wielu cytatów zawartych w publikacji „Droga pod górę…” wydanej przez Urząd Miejski z okazji otwarcia DTŚ.

Miało być dowcipnie, wyszło żenująco. Miało być też uszczypliwie wobec krytyków inwestycji – wyszło obraźliwie.

„Droga pod górę…” została wydana w liczbie 1000 egzemplarzy. Pozycja rozdawana była m.in. Vipom na oficjalnym otwarciu odcinka G2 DTŚ. Autorem publikacji jest Krzysztof Kosiński, przez wiele lat dziennikarz gliwickiego Radia Plus, a przez kilka pierwszych tygodni 2015 roku redaktor naczelny urzędowego „Miejskiego Serwisu Informacyjnego”.

„Droga…” to historia powstawania DTŚ w Gliwicach od 2007 roku. Opowieść narratora przeplatana jest krótkimi cytatami z artykułów prasowych lokalnych gazet i z bliżej nieokreślonych „forów internetowych”. Publikacja niektórych z wypowiedzi zdumiewa. Niezależnie od poglądu na średnicówkę i mieszkańców ją krytykujących.

– Należy pamiętać, że głównym problem byli „Głąbianie dla Gliwic” – czytamy na stronie 44 publikacji.

– Czy to jest śmieszne? Mnie nie śmieszy. Trzeba pamiętać, że w procesie budowania DTŚ to stowarzyszenie narobiło wiele szkody. Ale jakiekolwiek obrażanie mieszkańców nie powinno mieć miejsca, to nie podlega dyskusji – komentuje sprawę Marek Jarzębowski, rzecznik prasowy prezydenta Gliwic.

– Jestem zbulwersowana, nie tym, że nazywają mnie głąbem, ale tym, że ktoś dopuścił do tego, że taka publikacja się ukazała – komentuje Mirella Czajkowska-Turek ze stowarzyszenia Gliwiczanie dla Gliwic.

Kto oprócz Kosińskiego z Wydziału Kultury i Promocji miał wgląd w treść publikacji przed jej wydrukiem, tego rzecznik prezydenta nie wie. Oprócz kilku literówek przez szerokie sito korekty przeszedł też wyżej wspomniany cytat o Marszałku Województwa Śląskiego. Konkretnie dotyczył pełniącego wówczas tę funkcję Adama Matusiewicza. Jak na ironię, jedna z literówek przytrafiła się w słowie „prowizopryczny”.

Ta prowizo(p)rka kosztowała gliwickiego podatnika ok. 25 tysięcy złotych. W tym 10 tysięcy pochłonęło wynagrodzenie autora. Na jego sowitą gażę zrzucili się wszyscy gliwiczanie. Także ci, których w publikacji obraził.
(msz)