Janusz Moszyński: „Nie mam żalu o to, że nasze drogi z Z. Frankiewiczem się rozeszły” (wywiad TV)

– Jak się długo w jakimś miejscu siedzi, to człowiek czasami zatraca poczucie rzeczywistości. To dotyczy każdego, kto długo lub zbyt długo pełni jakąś funkcję

– ocenia Janusz Moszyński, pełniący funkcję Prezydenta Miasta Gliwice. – Ja na przykład dobrze oceniam pomysł ograniczenia kadencji, przy wydłużeniu jej z 4 do 5 lat. Potrzebne jest po jakimś czasie, nieco świeższe spojrzenie.

– (Michał Szewczyk) Powiedział Pan na konferencji takie zdanie: mam wrażenie, że w mieście nie ma gospodarza.


– Przez ostatni rok pracowałem w Bytomiu, dojeżdżałem DK88 z Gliwic do Bytomia. Na zjeździe z DK88 na DTŚ, przez 2,5 tygodnia stał uszkodzony samochód, dwoma kołami na trawniku, dwoma na jezdni, na samym zjeździe. Interweniowałem w jednym z lokalnych mediów, potem widziałem straż miejską koło tego auta. Zrobiłem zdjęcia i posłałem je do jednej z lokalnych gazet, wiem, że dziennikarze interweniowali. Uprzątnięcie tego auta zajęło 2,5 tygodnia, a powinno z tego miejsca zniknąć w ciągu góra sześciu godzin. To symbol oczywiście, ale dla mnie to jest dowód (na brak gospodarza w mieście – przyp. red.) – mówi Moszyński.

– Gliwice są miastem zamożnym, proponuję, żeby pan redaktor porobił zdjęcia wokół drzew i chodników, tu za plecami, w promieniu 50 metrów od pomnika Piłsudskiego, gdzie 11 listopada będzie obchodzone święto narodowe. Proszę pokazać jak wyglądają chodniki o otoczenie wokół drzew na tym, niby najbardziej reprezentacyjnym placu miasta.

– (MSz): Rozumie Pan decyzję byłego prezydenta o starcie do Senatu?

– Nie rozumiem. Rozumiałbym wszystko, gdyby decyzję o niekandydowaniu (na prezydenta – przyp. red.) podjął rok temu. Dał ofertę mieszkańcom, twierdząc, że nie może porzucić miasta. Zawarł z nimi kontrakt na 5 lat.
– Nasze drogi się rozeszły (z Zygmuntem Frankiewiczem-przyp. red.), ale żeby było jasne, nie mam o to żalu, nie mam o to pretensji i nie mam z tym żadnego problemu. Kategorycznie będę zwalczał jakiekolwiek sugestie, że teraz próbuję się odegrać. Absolutnie nie. Przez wiele lat na szczęście udało mi się przewietrzyć głowę i zresetować. Można powiedzieć żartem, że byłem na wieloletnim odwyku od polityki, co nie znaczy, że jej pilnie nie obserwowałem i nie śledziłem.

– (MSz): Będzie Pan kogoś konkretnie mianował na stanowiska zastępców prezydenta w najbliższych dwóch miesiącach?

– Powiem tak, jeżeli chcę „dożyć” do wyborów, to będę musiał. Nie da się samemu wszystkiego poprowadzić za cztery osoby. W pierwszej kolejności będę szukał wśród obecnej administracji miejskiej. Dlatego, że to muszą być osoby, które znają urząd od środka i potrafią to robić. Niestety, jest tak, że ja mogę zapewniać kogoś, że będę oceniał go jako apolitycznego urzędnika, natomiast nie mogę mieć pretensji, jeżeli ten urzędnik dostając propozycję pracy teraz, może ją potraktować jak „pocałunek śmierci”, bo gdyby ten, który mu to zaproponował, po wyborach odszedł, to ci co później przyjdą, się na nim zemszczą. Takie obawy rozumiem i nie mam prawa wymagać od ludzi nadmiernego heroizmu. Jeżeli nie znajdę wśród urzędników, najchętniej naczelników wydziałów, osób gotowych pomóc, będę musiał ściągnąć kompetentnych ludzi z zewnątrz. Jednak w ich przypadku wyłącznie do prowadzenia bieżących spraw i bieżącego zarządzania.

– (MSz): Gdyby Pan miał możliwość kandydowania w styczniowych wyborach, jak by się Pan do niej odniósł?

– Mam możliwość kandydowania, bo posiadam pełnię praw obywatelskich. Na chwilę obecną bardzo poważnie to rozważam. Na pewno w tym wszystkim istotne jest to, że jeżeli bym się zdecydował, to pod własnym nazwiskiem. Ostatni raz legitymację partyjną miałem w czerwcu 2007 roku, minęło 12 lat i dobrze mi z tym.

Cały wywiad znajduje się w pliku wideo.