Kierowca PKM nie widział rannej pasażerki? Poszukiwani świadkowie

– Autobus gwałtownie skręcił, a moja 57-letnia ciocia upadła i złamała żebro. Kierowca nie zareagował – twierdzi nasz Czytelnik.

– Nie potwierdzamy tej sytuacji. Nie mamy żadnych dowodów by ukarać kierowcę – odpowiada PKM Gliwice. W sprawie więcej jest pytań niż odpowiedzi, a kluczem do jej rozwiązania mogą być relacje świadków.

Według naszego Czytelnika, 14 czerwca, po godzinie 21:40, 57-letnia kobieta podróżowała autobusem linii 32 w kierunku Łabęd. Na wysokości basenu Olimpijczyk, autobus miał gwałtownie wejść w zakręt, a pasażerka runęła na podłogę. Złamało żebro i doznała licznych potłuczeń. Leżąc dojechała do ostatniego przystanku „Łabędy Huta”. Wówczas udało się jej wstać. Gdy dotarła do kierowcy usłyszała, że „trzeba się było lepiej trzymać”. Z trudem wróciła do domu innym autobusem, a kilka dni później została karetką odtransportowana do Niemiec gdzie mieszka. To jedna z wersji feralnego zdarzenia.


Drugą, zupełnie inną, przedstawiają w PKM Gliwice. Wezwany na dywanik kierowca nie przypomina sobie całej sytuacji. Mówi jedynie o kobiecie, która na koniec kursu pytała, jak najszybciej wrócić z powrotem, bo przejechała swój przystanek. Podobnie miał zeznać drugi z kierowców, który czekał w innym autobusie.

Być może wszelkie wątpliwości rozwiałoby nagranie z monitoringu. Do wypadku doszło w nowoczesnym Solarisie Urbino 18. Jednak, jak informuje PKM Gliwice, akurat w tym pojeździe żadnych kamer nie było. A właściwie były, ale niesprawne.

– W autobusie był monitoring, który został kilka lat temu udostępniony firmie zewnętrznej. Firma jednak splajtowała i monitoring od kilkunastu miesięcy nie działa – mówi Maciej Krawczyk, wiceprezes PKM Gliwice.

– PKM olał ten temat, nie było żadnych przeprosin. Wynajęliśmy kancelarię prawną by dochodzić swoich roszczeń – denerwuje się krewny 57-latki.

– Nie mogę nałożyć żadnej kary na kierowcę, gdy nie ma żadnych twardych dowodów. Przegralibyśmy przecież każdą sprawę w sądzie pracy. Pana, który do nas się zgłosił odesłaliśmy do naszego ubezpieczyciela – tłumaczy Krawczyk.

Jedną z ostatnich szans na wyjaśnienie sporu byłyby zeznania świadków. Autobusem jechało jeszcze sześć osób, które mogły widzieć zdarzenie.
(msz)