Piast tylko remisuje z najsłabszym w lidze Widzewem Łódź. Zabrakło trzech minut

Najsłabszy przeciwnik w lidze i gra w przewadze jednego zawodnika przez prawie całą drugą połowę, nie wystarczyły by z Łodzi przywieźć trzy punkty.

Piast tylko zremisował z Widzewem Łódź 1:1.

Do starcia z Widzewem piłkarze Piasta mogli przystępować z umiarkowanym optymizmem. Choć wiosnę otworzyli jednobramkową porażką z silną Wisłą Kraków, ich kolejnym przeciwnikiem był najsłabszy zespół w lidze. „Widzewiacy” zgromadzili w 22 spotkaniach zaledwie 15 punktów. Słaby przeciwnik nie oznaczał jednak łatwego spotkania. Łodzianie punktów potrzebowali jak tlenu i mecz z Piastem miał być dobrą okazją do ucieczki spod pręgierza. Dla Piasta to była już ostania chwila, by zacząć gromadzić punkty w walce o grupę mistrzowską Ekstraklasy.


– Spotkanie, które czeka nas za dwa dni jest z gatunku tych kluczowych – mówił przed meczem trener Marcin Brosz.

W składzie Piasta, w porównaniu z poniedziałkowym meczem, Brosz dokonał małych roszad. Szansę gry od pierwszej minuty otrzymali Matej Izvolt i Adrian Klepczyński. Kontuzjowanego Heberta zastąpił Polak. Między słupkami ponownie stanął Jakub Szumski. Czyżby Dariusz Trela musiał już oswajać się z rolą rezerwowego?

Pierwsza połowa spotkania rozgrywana była w dość powolnym tempie. Gra toczyła się głównie w środku boiska.

Piast próbował atakować skrzydłami, ale brakowało skuteczności. Widzew poważnie zagroził gliwiczanom w 24 minucie gry. Strzał Cetnarskiego z rzutu wolnego trafił na szczęście w mur. Z upływem minut Piast konstruował coraz niebezpieczniejsze akcje. Swoje szanse mieli Matras, Izvolt i Podgórski. Żaden ze strzałów nie znalazł jednak drogi do łódzkiej bramki. Do przerwy utrzymał się bezbramkowy remis.

Druga odsłona spotkania rozpoczęła się dla Piasta w wymarzony sposób.

Po faulu na Hanzelu, drugą żółtą kartkę otrzymał Wasiluk i gliwiczanie grali z przewagę jednego zawodnika. Wydawało się, że bramka dla Piasta to już tylko kwestia czasu, ale Widzew umiejętnie się bronił. W 54 minucie trener Brosz zwiększył argumenty ofensywne, wprowadzając za Izvolta, napastnika Rabiolę. Ten stanął przed kolejną szansą na strzelenie pierwszego gola w Ekstraklasie. W 60 i 62 minucie Portugalczyk zmarnował jednak znakomite szanse pudłując z najbliższej odległości.

Kibice mogli zatęsknić za sprzedanym na początku sezonu Marcinem Robakiem.

W piątek, napastnik grający obecnie w Pogoni strzelił dla „Portowców” w jednym meczu pięć bramek.

Minuty uciekały, a składnych akcji było jak na lekarstwo. Hiszpan Badia zmienił Murawskiego, a w 73 minucie trener Brosz zaskoczył, ściągając z boiska Rubena. W jego miejsce wbiegł – grający ostatnio w obronie – Szeliga. Czy to szczęście czy trenerska intuicja – nie wiadomo, ale zmiana jakiej dokonał szkoleniowiec Piasta przyniosła pożądany efekt.

W 80 minucie Badia dośrodkował w pole karne, a Szeliga piętą pokonał bramkarza Widzewa!

Wydawało się, że szczęście w tym meczu gra z Piastem. Widzew jednak nie złożył broni i w 87 minucie wyrównał Kaczmarek. Atmosfera spotkania sięgnęła zenitu. Zawodnicy wdali się w drobne przepychanki. Wynik nie uległ już zmianie i Piast wraca do Gliwic tylko z jednym punktem.
(msz)
fot.piast-gliwice.eu