Wojna nam spowszedniała, więc czołg przestał przeszkadzać? Miasto czeka z decyzją na ruch mieszkańców

Zdemontować, zmienić lokalizację, pozostawić w spokoju? W lutym agresja Rosji na Ukrainę uruchomiła debatę na temat przyszłości „gliwickiego” czołu T-34. Pół roku od wybuchu wojny emocje opadły, a dyskusja stanęła w martwym punkcie, choć zdania nadal są podzielone.

 
Zimą sprawa symboliki radzieckiej w polskich miastach rozgrzewała opinię publiczną. W Gliwicach sprawa została poruszona m.in. przez radnych (przeczytaj –> Czołg zniknie ze skweru? Rozpętana przez Rosję wojna zmienia stosunek do kontrowersyjnego zabytku).

– W związku z wydarzeniami na Ukrainie, wielu mieszkańców dzwoni i pyta, czy zasadne jest dalsze utrzymywanie pomnika – czołgu rosyjskiego, który, jak już dziś wiemy, nie ma nic wspólnego z wyzwoleniem i wolnością – mówił radny Zdzisław Goliszewski (PiS).


Zdanie na temat T-34 zmieniali również ci, którzy wcześniej bronili jego obecności w Gliwicach (w 2016 roku czołg miał trafić do Muzeum Wojsk Lądowych w Bydgoszczy). I choć kurz bitewny na Ukrainie nie opadł, sama wojna za naszą wschodnią granicą przestała budzić tak duże emocje. Paląca jeszcze kilka miesięcy temu kwestia T-34 również zeszła na dalszy plan.

Przyznają to w magistracie, gdzie jeszcze wiosną rozważano co zrobić z zabytkiem, ale teraz postanowiono czekać na ruch ze strony mieszkańców. Tego jednak jak do tej pory nie ma. I to pomimo, że nawet w samej Radzie Miasta zdania na temat przyszłości czołgu są podzielone.

PO: „NIECH TO BĘDZIE SYMBOL BEZSENSOWNOŚCI WOJEN”

– Czołg jest już stałym elementem krajobrazu Gliwic – komentuje Paweł Kobyliński, były poseł i lider gliwickich struktur PO. – Nie ruszałbym go, ale jednocześnie umieściłbym tam wymowną tablicę, na której można by opisać do czego dopuszczali się żołnierze radzieccy, gdy wchodzili na tereny najpierw Polski, a potem Niemiec. Nie warto wymazywać historii, ona jest elementem naszej tożsamości. Niech czołg będzie symbolem bezsensowności wojen, zbyteczności okrucieństw – dodaje.

W podobnym duchu wypowiada się były kandydat na prezydenta Kajetan Gornig ze stowarzyszenia Energia dla Gliwic.

– Jestem zwolennikiem pozostawienie czołgu w aktualnym miejscu. Nie ma przecież namalowanej gwiazdy Armii Czerwonej, w podobnym „walczyli” czterej pancerni i pies. Niech zostanie w spokoju, być może jego obecność przypomni naszym dzieciom kto spalił teatr Victoria, dwa kina, Palmiarnię, Haus Oberschlesien, katolicki sierociniec i ratusz – mówi Gornig.

PIS: ODDAJMY GO DO MUZEUM MILITARIÓW

Odmienne stanowisko prezentuje gliwicki kub PiS.

– Wydarzenia związane z wojną na Ukrainie powodują, że kolejne kraje doświadczone „wyzwoleniem” Armii Czerwonej decydują się na usunięcie z przestrzeni publicznej pamiątek z nią związanych (Estonia, Łotwa). Również naszym zdaniem powinniśmy dążyć do usunięcia tychże symboli z przestrzeni publicznej jeśli jest możliwość zastąpienia ich innymi. Wydarzenia historyczne wymienione na tablicy przed czołgiem mogą być upamiętnione w inny sposób, a czołg powinien zostać przekazany do muzeum militariów – wskazują gliwiccy radni PiS.

T-34 NIE TAKI JEDNOZNACZNY

Problem w tym, że historia T-34 nie pozwala na jego jednoznaczne przyporządkowanie ideologiczne. Czołg powstał na terenie ZSRR i przekazany został Wojsku Polskiego walczącemu u boku Armii Czerwonej. Była to formacja wojskowa zależna od armii radzieckiej i dlatego nie była uznawana przez rząd RP na uchodźstwie. Historycy zauważają jednak, że dla Polaków zesłanych w głąb ZSRR wstąpienie do Wojska Polskiego było jedyną szansą na powrót do ojczyzny. Gliwicki T-34 wyraża więc nie tylko przynależność narodową, ale też złożoność wydarzeń historycznych, która często wymyka się prostym klasyfikacjom.

Osobną kwestią pozostaje wynoszenie na pomniki obiektów, które były narzędziami służącymi do zabijania. Bo nasz „oswojony” T-34 przed którym większość gliwiczan ma zdjęcie z dzieciństwa, przecież właśnie do tego służył. Aby sprawie nadać jeszcze więcej odcieni – nie można pominąć symboliki, którą wytwarza lokalizacja obiektu. Czołg umiejscowiono w taki sposób, że jego lufa mierzy wprost w budynek Sądu Rejonowego. Obraz niefortunnych powiązań dopełnia jeszcze fakt, że zabytek stoi przy ul. Powstańców Warszawy.

Jak długo jeszcze tu pozostanie? Dyskusja na ten temat przygasła, wiele wskazuje, że na razie żadnych zmian nie będzie.

Michał Szewczyk