Zapowiedzi Uliczne: kameralnie w przyczepie i zupełnie nie kameralny Pokaz w Ruinach

Cie des Six Faux Nez, fot. Michał Buksa

Żegnamy drugi uliczny tydzień z bajką nie bajką „Fiamfiferi” i Barada Street, które to widowisko w trybie pilnym z parku przeniosło się do Ruin nic na tym nie tracąc. Witamy tydzień trzeci, w którym dużo się dziać będzie: 18 lipca (piątek) – aleja Przyjaźni przy Ruinach Teatru Victoria od 16.00 do 20.00 prapremiera czyli muzikanty (Polska) i ich Imaginarius (cykliczne opowieści improwizowane), 19 lipca – park Chopina, 16.00 Teatr KTO (Polska) ze spektaklem dla dzieci Maks chce psa, a o 18.00 i 20.00 w Ruinach Teatru Victoria – Tridiculous (Niemcy) Die Show.

 
A o tym co było i o tym co będzie rozmawiają Małgorzata Lichecka/Redaktora i Piotr Chlipalski/ Dyrekcja.

Przyczepy campingowe są fetyszem uliczników. Wiesz, śledzę festiwal od początku i ta przyczepa jest zawsze. Co w niej jest takiego, że stała się ulubionym, niezbędnym wręcz, artefaktem, który łączy wszystkich uliczników świata?

Istnieje niebezpieczeństwo, że troszkę tak jest – sami mamy z Muzikantami trzy, z czego jedna jest takim trochę meta-kempingiem, bo wozi jurtę w stanie złożonym. I choć festiwalowo wynika to chyba z czysto praktycznych możliwości, jakie daje taka buda na kółkach –myślę, że z wplecioną w nią „cygańskością” tej roboty –artefakt to całkiem celne określenie. Poszedłbym nawet dalej, nazwijmy je Naczyniami Piękna –zarówno metaforycznie, jak i dosłownie –przewożą bowiem międzyfestiwalowe powietrze! Nasze, kwadrans po złożeniu „Fiamfiferi’, pojechało do Pragi. Cholera, doprawdy nie wiem, jak utrzymać tę narrację dla składu PKP, który zabrał od nas chłopaków z Barada Street…

Barada Street, fot. Michał Buksa

No właśnie, „Fiammiferi” grupy Cie des Six Faux Nez działo się w przyczepie. Taki mikrokosmos dla bajki – nie bajki. Niezwykle plastyczna opowieść wspaniale ujmująca trudny temat. Zachwyciła dzieci i dorosłych.

A naprawdę niewiele brakowało! I tu ukłon po chodnik Państwu, którzy tak dzielnie wyczekali opady w Parku. Ale właśnie – mikrokosmos, artefakt…to są absolutnie magiczne twory, te kempingi. Jedyny szkopuł z nimi to to, że nie było żadnych szans, żeby wjechać przyczepą do Ruin, dlatego w piątek mamy i na to pomysł…

Cie des Six Faux Nez, fot. Michał Buksa

W przyczepie będą, artystycznie, kotłować się Muzikanty. Znowu Was zobaczę w programie… eklektycznym zaiste. Będziecie opowiadać, ale to nie nowość. Uchyl rąbka, bo kusicie muzycznie bardzo.

Po pierwsze –to prapremiera, czy może nawet bardziej seria prapremierowych pokazów, po których okaże się, czy taka formuła ma dla Państwa sens bo, po drugie, jest przyczepa, ale to Państwo w niej będziecie siedzieć. Szach-mat w kwestii deszczu. Po trzecie – to nie jest regularne 45-60 minut zabawy dla regularnej publiczności, tylko krótkie formy, dla wyselekcjonowanych wybrańców (wygląda na to, że uwielbiamy też ustawiać Państwa w kolejki), co kwadrans. Po czwarte – tym razem, choć w skali przyczepy, z całkiem sporą ilością dowożącej blichtr i czary techniki –jest to bardzo, ale to bardzo, kameralna rzecz. Takie prawie bajanie przy ognisku. Po piąte wreszcie – pomysł jest taki, byście Państwo trafiali na różne opowieści, do tego za każdym razem odrobinę inaczej opowiadane.

„Imaginarius” stanie się w piątek 18 lipca w alei Przyjaźni i to przez cztery godziny.

Rynek Kultury daje nam cudną okazję do eksperymentowania– w zeszłym roku sobie tak stałem ze „Zjadaczem Szeptów”. Pomny tego doświadczenia –z braćmi Dzwonowskimi otwieramy drzwiczki „Imaginariusa” o 16.00 w piątek dla tych z państwa, którzy przelotem, może na spacerze, ale i dla tych, co wiedzą, po co przyszli i chcą z nami zmitrężyć trochę więcej czasu; a pewnie i trochę dla tych, co na wieczorny koncert. I zależnie od państwa liczebności –może się uda wspólnie przeżyć więcej, niż tylko jedną historię…

A 19 lipca po prostu Pokaz. Die Show. Dynamit widowiskowy. Goście z Berlina, dodajmy wielokulturowi, pokażą… muzyczne salta. I to dosłownie.

To taki skład, który powoduje irytację. Irytację, że można być tak absolutnie wszechstronnie uzdolnionym –i to nie o jakimś życiowym szczęściu i darach losu, myślę, tylko o tytanicznej pracy chłopaków. To combo, dosłownie, zapiera dech, a do tego jest w tym wszystkim szalenie, czarująco zabawne. Chciałoby się powiedzieć: „Ein Muss!” –tylko, jak wspomniałaś, w tym niemieckim ensemblu chyba tylko świetlik jest urodzonym Niemcem, więc, żeby się jakoś z nimi dogadać – „A must see!”

No i już tradycyjnie o pogodzie. Bo ta zagoniła ulicę do Ruin.

Uwierz mi, w ubiegły weekend całkiem spora ilość wody powlokła się za mną na gdańską Fetę, gdzie lało niemal bez przerwy (śmiech, ale taki bardzo, bardzo przemoczony). W ten będzie troszkę trudniej, bo jestem na miejscu –ale znów jedyne, co tak naprawdę musimy przed deszczem uchronić to dzieciaki i Wielkiego Psa, w sobotę o 16.00, w Parku Chopina („Maks chce psa” Teatru KTO). Udało się z dziewczynką z zapałkami, może uda się raz jeszcze –i raz jeszcze kapelusz z głowy dla wytrwałości Małych Ludzi, którzy tak dzielnie domokli do „Fiammiferi”!

Szczegółowy program festiwalu na ulicznicy.pl

Barada Street, fot. Michał Buksa