Andrzej Gillner: „w Gliwicach możemy robić swoje bez partyjnego zabarwienia”

andrzej gillner

– W Gliwicach mamy obszary życia, do których musimy przyłożyć zdecydowanie większą wagę – mówi Andrzej Gillner.

Kto go popiera, jak powinno zmienić się funkcjonowanie Urzędu Miejskiego, dlaczego zdecydował się na start i jaka przyszłość czeka Gliwickie Centrum Organizacji Pozarządowych? Zapraszamy do lektury wywiadu z wieloletnim dyrektorem GCOP, a obecnie kandydatem na prezydenta Gliwic.

Wywiad ukazuje się w cyklu naszych rozmów z kandydatami na prezydenta Gliwic. Zachęcamy też do lektury wywiadu z kontrkandydatami Andrzeja Gillnera,  Kajetanem Gornigiem (link), Januszem Moszyńskim (link) i Adamem Neumannem (link)


Michał Szewczyk, 24gliwice.pl: – Zebrał Pan ponad 4 tysiące podpisów pod swoją kandydaturą. Jak to się robi? Przecież ta sztuka nie udała się nawet niektórym kandydatom wspieranym przez ogólnopolskie partie.

Andrzej Gillner, kandydat na prezydenta miasta: – To są przede wszystkim wyrazy wsparcia od moich przyjaciół. Podpisy były zbierane przez dużą rzeszę moich znajomych. Na zasadzie poczty pantoflowej udało się zebrać taką pokaźną liczbę głosów.

– Oprócz znajomych i przyjaciół, kto za Panem stoi?

– Popiera mnie moja rodzina i wspólnota chrześcijan. Gdy pojawiła się informacja, że kandyduję, różne osoby deklarowały pomoc we wspieraniu mojego startu. Wierzę przede wszystkim w to, że popiera mnie Pan Bóg.

– Decydując się na start musiał Pan przyznać, że był współpracownikiem organów bezpieczeństwa w czasach PRL.

– W czasie studiów, po powrocie z wyjazdu do Niemiec dostałem wezwanie na komendę milicji w Katowicach. Byłem pytany o naciski ze strony obcych wywiadów. Choć z niczym takim się nie spotkałem, poinformowano mnie, że takie działania często podejmowane są w stosunku do obywateli polskich. Zapytano mnie też, czy będę informował, jeżeli takie naciski pojawią się w przyszłości. Złożyłem deklarację, że będę o tym informował. Zawiadomień nie składałem. Jakiś czas później doszedłem do wniosku, że powinienem się z tego wycofać i tak też zrobiłem.

– W dokumentach IPN przy Pana nazwisku widnieje kryptonim Juhas. To Pan?

– To określenie, które dotyczyło mnie, ale w związku z tym, że to ja byłem rozpracowywany przez Służby Bezpieczeństwa (chodziło o kolportowanie przeze mnie wydawnictw o charakterze chrześcijańskim, gdyż byłem zaangażowany w działalność duszpasterstwa akademickiego).

– Z jednej strony współpraca z SB, z drugiej ofiara tego systemu?

– Znajomi prawnicy twierdzą, że tego co zrobiłem nie można nazwać współpracą. Moje rozumienie ustawy lustracyjnej jest jednak takie, że jeżeli były jakieś to trzeba się do tego po prostu przyznać.

– Nie obawiał się Pan tego?

– Cóż, jest obowiązek, trzeba było to zrobić.

– Wróćmy do spraw gliwickich. „Rozwój Gliwic, jaki zawdzięczamy Zygmuntowi Frankiewiczowi powinien być kontynuowany” – czytam w Pana programie wyborczym. To nie lepiej poprzeć Adama Neumanna?

– Są kierunki rozwoju miasta, które wymagają rozwoju, a dotychczas mało kto się nimi zajmował. Mamy strefę ekonomiczną, ale nie powinniśmy poprzestawać, tylko budować nowe miejsca pracy aby rozwój gospodarczy był kontynuowany, a inwestorzy mieli możliwość szybkiego i sprawnego otwierania u nas biznesu.

– Adam Neumann tego nie gwarantuje?

– Nie wiem. Jestem za to pewien, że mamy obszary życia, do których musimy przyłożyć zdecydowanie większą wagę np. oświata. Mamy przepełnione szkoły i nauczycieli uciekających z zawodu. To trzeba zmienić.

– Przez 16 lat był Pan dyrektorem Gliwickiego Centrum Organizacji Pozarządowych. Aż do zeszłego roku. To była Pana rezygnacja?

– Nie, to było wypowiedzenie umowy o pracę.

– Dlaczego?

– Uważam, że argumenty, które zostały wskazane w wypowiedzeniu nie oddają istoty całej sprawy. Np. wskazywano, że z GCOP wyszły opóźnione przelewy, ale to nie była właściwa przyczyna zwolnienia.

– Gdyby nie to zwolnienie, nie byłoby startu Andrzeja Gillnera na prezydenta?

– Jestem przekonany, że nie. Zostałem zatrudniony przez Zygmunta Frankiewicza, za co jestem mu wdzięczny. To zobowiązywało mnie do lojalności wobec jego osoby. Gdyby nie wypowiedzenie pracy, kandydatury by nie było. To ono diametralnie zmieniło sytuację.

– Ten start to taki rewanż za stratę pracy?

– Nie, czuję, że przez wiele lat nabrałem kompetencji w myśleniu o mieście w sposób strategiczny. Pomogła mi praca w GCOP-ie, 4 lata bycia radnym w radzie miejskiej i praca jako inspektor w Wydziale Edukacji Urzędu Miejskiego. To wszystko dało mi dobrą znajomość administracji. Praca z ludźmi i organizacjami pokazała natomiast miasto z drugiej strony. Poznałem problemy harcerzy, seniorów, niepełnosprawnych, różnych hobbystów. W mojej głowie doszło do syntezy tych dwóch światów: administracji i obywatela.

– Spływają do nas informacje, że po Pana odejściu, miasto zaczęło ograniczać rolę GCOP-u, zamykane są filie, ponoć też z jednostką pożegnało się sporo pracowników.

– W czasie mojej kadencji GCOP tylko się rozwijał, a nasza droga do społeczeństwa cały czas się poszerzała. Od mojego zwolnienia to się faktycznie zmieniło. Filia przy ul. Kościuszki została przeniesiona. Lokal stoi pusty – nie rozumiem tej decyzji. Mamy pusty lokal i ludzi, którzy teraz gnieżdżą się w ciasnym pomieszczeniu wykonując ważną pracę dla miasta. Nie znam argumentów dlaczego zdecydowano się na taki ruch.

– Może to restrukturyzacja GCOP? W podobny sposób, „po cichu”, krok po kroku miasto przekształcało np. Gliwicki Teatr Muzyczny.

– Fakty wskazują, że coś takiego się dzieje. Droga rozwoju została zatrzymana i następuje ograniczanie działalności tej jednostki. To przykre, bo wiele miast czerpało pomysły z Gliwic jeżeli chodzi o naszą działalność.

– Powiedział Pan że jest łącznikiem między urzędnikami a mieszkańcami. Poprzednie władze Gliwic często były krytykowane za „szorstkie relacje” z mieszkańcami i trzecim sektorem. Pan też to tak ocenia?

– Byłem pełnomocnikiem prezydenta do spraw organizacji pozarządowych. Siłą rzeczy byłem więc zaangażowany po dwóch stronach. Wypracowywane pomysły w zespołach branżowych w moim odczuciu natrafiały na niewystarczającą odpowiedź administracji. Te tematy wpadały w różne miejsca, do merytorycznych wydziałów i tam to się zazwyczaj kończyło.

– Jeśli zostanie Pan prezydentem, jakie będą Pana pierwsze decyzje?

– Moim priorytetem jest mocniejsze otwarcie miasta na ludzi. Aby ci co chcą załatwić w mieście jakieś sprawy, mogli to zrobić sprawnie i szybko. To, że jakiegoś tematu nie można załatwić po myśli interesariusza nie oznacza, że sprawa ma kończyć bieg. W Urzędzie powinno być przyjazne podejście do petenta.

– Mówi Pan też mocno o koniecznych zmianach w oświacie. To jednak przede wszystkim kompetencje władz centralnych.

– Szkoły funkcjonują w budynkach miejskich i to miasto decyduje gdzie szkoła jest zlokalizowana. Jeżeli mówimy o metrach kwadratowych to miasto ma wszelkie kompetencje, aby rozwiązać ten problem. Nie da się oczywiście tego zrobić automatycznie, trzeba podejść indywidualnie do każdego przypadku. Widzę to tak, że mamy zatłoczony budynek szkoły w danym miejscu i wspólnie z nauczycielami zastanawiamy się co z tym zrobić. Można adaptować jakiś inny budynek, który jest w pobliżu, możemy też powołać nową szkołę. To jest temat, który wymaga szczegółowego rozeznania.

– Wspomniał Pan na początku rozmowy o silnej wierze w Boga. Czy w razie zwycięstwa, wartości religijne będą w jakiś sposób przejawiać się w Pana działaniu?

– Jest dla mnie ważne, żeby postępować zgodnie z sumieniem. Aby sprawy prywatne, ale też administracyjne były rozwiązywane według uczciwych zasad. Na pewno te wartości będą dla mnie ważne, natomiast jako prezydent uważam, że moim zadaniem jest przede wszystkim administrowanie samorządowym budżetem i myślenie z troską o gliwiczanach.

– Dlaczego 5 stycznia gliwiczanie powinni oddać na Pana głos?

– Chciałbym żeby mieszkańcy zwrócili uwagę na moją historię zawodową. Jestem przygotowany zarówno do roli urzędnika, ale też osoby, która jest z mieszkańcami, potrafi z nimi rozmawiać i mnóstwo tematów, które ich trapią już dobrze zna. Jestem wolny od nacisków partii politycznych. W Gliwicach możemy robić swoje bez partyjnego zabarwienia. Moja osoba to pewność, że mieszkańcy będą mogli zabierać głos w sprawach miasta i wszyscy będą jednakowo ważni. Nie będę miał wstępnego uprzedzenia narzuconego mi przez jakieś partyjne antagonizmy.