Mężczyzna zabarykadował się w mieszkaniu. Miał nóż. Była z nim żona i dziecko

W nocy ze środy na czwartek w jednej z północnych dzielnic Gliwic, policjanci musieli rozwiązać problem z pewnym desperatem. Zgłoszenie, które trafiło pod numer alarmowy 112, brzmiało dramatycznie.

Z informacji podanej dyżurnemu wynikało, że mężczyzna zabarykadował się w mieszkaniu, grożąc, że ugodzi się nożem. W środku była jeszcze jego żona i dziecko. W tym czasie wszystkie patrole zajęte były interwencjami.

Funkcjonariusz błyskawicznie podjął więc decyzję o przerwaniu tych mniej pilnych spraw i udaniu się, w trybie alarmowym, pod ustalony adres. W pierwszej kolejności na miejscu pojawili się młodzi policjanci, którzy dobrze poradzili sobie z negocjowaniem z mężczyzną. Udało im się nieco złagodzić agresję pobudzonego desperata.


Zabarykadowany w mieszkaniu mężczyzna oświadczył, że nie otworzy drzwi, a w przypadku próby ich sforsowania zrobi krzywdę sobie i (w domyśle) członkom rodziny. Padły słowa o podpaleniu

– informuje nadkomisarz Marek Słomski, oficer prasowy gliwickiej KMP.

Sytuacja wymagała podjęcia natychmiastowych działań – trzeba było jak najszybciej obezwładnić niebezpiecznego dla siebie i rodziny człowieka. Sprawę utrudniał fakt, że gliwiczanin miał świadomość, iż policja wie, z kim ma do czynienia: sprawdzenie w systemach wykazało bowiem, że trzydziestokilkulatek jest ścigany aż trzema listami gończymi.

Policyjne służby i poproszona o pomoc straż pożarna były już przygotowane do sforsowania drzwi bądź okien, gdy wspomniani posterunkowi, a także jeden z dyżurujących oficerów z I komisariatu, namówili furiata do otwarcia. Policjantom udało się też nakłonić mężczyznę do odłożenia noża i poddania się. Po prawie dwugodzinnych negocjacjach desperat został doprowadzony do szpitala psychiatrycznego, gdzie pozostaje pod dozorem patrolu.