– Mieszkańcy są źli, że niewiele się dzieje. I mają do tego prawo. Staram się robić to co jestem w stanie samodzielnie udźwignąć. Poszukiwałem partnerów do pomocy, jednak do dziś taki partner się nie znalazł.

– mówi w rozmowie z 24gliwice, Cyprian Lutoborski, właściciel wieży ciśnień przy ul. Sobieskiego w Gliwicach. Obiekt po kilku latach ponownie trafił na sprzedaż. Cena działki z wieżą to 2.550.000 złotych.

Michał Szewczyk, 24gliwice.pl: – Plany były ambitne – restauracja, może sala wystawiennicza. Dlaczego podobnie jak w przypadku poprzednich właścicieli nie udało się doprowadzić inwestycji do skutku?

 
Cyprian Lutoborski, właściciel wieży ciśnień przy ul. Sobieskiego: – Mój plan wcale nie był ambitny – od samego początku twierdziłem jedynie, że moim celem jest zabezpieczenie wieży przed dalszą degradacją i podkreślałem, że dobrze by było jakby udało się coś pożytecznego z wieżą zrobić. W przeciwieństwie do poprzednich właścicieli stałem się właścicielem na skutek nieświadomego zakupu wieży (obiekt trafił w ręce Lutoborskiego w wyniku biznesowej transakcji – red.), wraz z oczywistymi konsekwencjami w postaci zabytku. Z powodu niespłacenia przez poprzedniego właściciela pożyczki, jedynym sposobem by cokolwiek odzyskać było przejęcie wieży. Ponieważ jestem porządnym obywatelem, to pomimo, że posiadanie wieży jest dalekie od moich marzeń, dbam o nią. Nie zostałem onieśmielony wielkością inwestycji, nie robiłem i nie robię dużych planów, bo ich nie miałem i nie mam. Każdej jednej osobie, która zwiedzała w ostatnich latach wieżę, na pytanie co w niej będzie, odpowiadałem zgodnie z prawdą: „nie wiem”. Na pytanie kiedy? Także „nie wiem”. Mieszkańcy są źli, że niewiele się dzieje. I mają do tego prawo. Staram się robić to co jestem w stanie samodzielnie udźwignąć. Poszukiwałem partnerów do pomocy, jednak do dziś taki partner się nie znalazł.


– Dlaczego?

 
– Skomplikowanie i kapitałochłonność inwestycji w stosunku do możliwości łatwiejszego zarobkowania. Mniejsze ryzyko jest przy zakupie działki za 700.000, niż za 2.500.000. Podobnie łatwiej i bezpieczniej jest zbudować budynek z 10 a nie 50 mieszkaniami. Miasto traciło mieszkańców na rzecz miejsc w których zarabia się lepiej, więc prywatny inwestor, który przede wszystkim kieruje się opłacalnością, bardzo zachowawczo podchodzi do inwestycji. Chce zarobić, a na pewno nie stracić. Dopiero na dojrzałym rynku, gdzie jest wielu zamożnych inwestorów, a i wymagania ich klientów są wyższe, wieża stanie się atrakcyjna, bo jest unikatowa i po prostu będzie fajnie w jej otoczeniu mieszkać i pracować. W Warszawie byłaby od dawna zagospodarowana.

– Co jest główną barierą utrudniającą rewitalizację tego rodzaju obiektów?

 
– Przede wszystkim duże koszty, wynikające z dużej wysokości i kubatury obiektu. Renowacja takiego budynku jak przy ul. Sobieskiego, wiąże się z zakontraktowaniem specjalistycznych firm konserwatorskich z profesjonalnym sprzętem – wysokim dźwigiem, rusztowaniami, itd. Po 60 latach zniszczeń (w okresie PRL jej konserwacja po odpadnięciu lica cegieł, polegała jedynie na wylewaniu słabej jakości betonu, malowanego później na czerwono, by imitował cegły), kosztowna jest do odrestaurowania elewacja wieży. Dodatkowe koszty generuje odtworzenie dachu.

Nagranie archiwalne z 2013 roku

– Jest coś szczególnego, co utrudnia remont wieży przy Sobieskiego?

 
– Jej wysokość i ponad 3.000 m2 klinkierowej elewacji. Dodatkowym wyzwaniem są ośmiometrowej wysokości okna.

– Ile pieniędzy trzeba wyłożyć by ożywić zabytek?

 
– Sama renowacja budynku, czyli stworzenie ślicznego pomnika z nowym dachem, odnowioną elewacją oraz oknami – bez wyraźnej funkcji użytkowej to koszt kilku milionów złotych. Nadanie wieży funkcji użytkowej – tzn. podział na piętra, zainstalowanie windy, stworzenie klatki schodowej, montaż szklanego dachu to dodatkowy koszt rzędu 5 milionów złotych. Bez wsparcia finansowego konserwatora zabytków, bądź miasta nie wierzę, że znajdzie się inwestor, który będzie w stanie sfinansować remont wieży z własnych funduszy. Jakiś czas temu wieża miała szansę być wyremontowana przez bardzo zamożnego inwestora, który traktował jej rewitalizację jako działalność społeczną, nie bacząc na ewentualne zyski. Niestety został wystraszony długim procesem administracyjnym w przypadku kilku innych inwestycji, które chciał w Polsce realizować. Bezpowrotnie wycofał się z projektu.

– Co w takim razie może zrobić Miasto? Wieża jest w rękach prywatnych. Koszty to jedno, ale późniejsze zyski nie zasilą miejskiej sakiewki, ale trafią do portfela właściciela.

 
– Podobnie jak z zabytkami w bardzo wielu miejscach na świecie, konieczna jest partycypacja miasta, województwa, Państwa, czyli jednostek administracyjnych najbardziej zainteresowanych, a wręcz mających jako zadanie dbanie o dziedzictwo, edukację, turystykę. Ku dobru większości społeczeństwa.

– Mieszkańcy boją się, że wieża ostatecznie zostanie rozebrana, a działka trafi w ręce dewelopera. Rejon ul. Sobieskiego to atrakcyjny teren w centrum miasta.

 
– Wątpię by wieża była kiedykolwiek rozebrana. Po pierwsze, jest to bardzo duży obiekt, po drugie pomimo problemów jakie dla deweloperów stwarza, na koniec bardzo uatrakcyjnia ewentualną inwestycję, która w założeniu będzie ciut bardziej ambitna niż sześcian z pustaka gipsowego, z plastikowymi oknami i “barankiem” na elewacji. Niedawno powstał całkiem ładny budynek biurowy przy ul. Zwycięstwa z półokrągłymi szybami, co jest bardzo drogie. W Gliwicach są ślicznie wyremontowane szkoły, powstały drogie lofty w spichlerzu, piękny budynek Ergo Hestia przy parku, luksusowy biurowiec koło poczty, jest nowy dworzec po bardzo dużym remoncie, wyremontowano ratusz nadając mu szlachetną elewację. Dobrych zmian jest coraz więcej, więc wieża też się doczeka.

– Przez lata wiele mówiło się, że obiekt popada w ruinę. Pan po nabyciu nieruchomości wreszcie zabezpieczył wieżę zgodnie z zaleceniami konserwatorskimi. Możemy być spokojni, że obiekt dopóki jest w Pana rękach nadal będzie sumiennie doglądany?

 
– Dbam o wieżę, tak jak potrafię. Dbam by był porządek, by utrudnić dewastację. Aktywnie szukam kupca, a równocześnie staram się zdobyć pieniądze by chronić wieżę.

Prawie 50-metrowa wieża ciśnień została wybudowana na początku ubiegłego stulecia. Miała sprostać potrzebom mieszkańców i dostarczać wodę do południowych dzielnic Gliwic. W czasach PRL opuszczony obiekt uległ stopniowej degradacji. Kilka lat temu pojawiła się koncepcja zaadaptowania wieży na inkubator kultury i sztuki. W pomysł zaangażowany był znany fotograf Tomasz Gudzowaty. Propozycja podparta była imponująco wyglądającymi wizualizacjami, autorstwa renomowanej pracowni architektonicznej Medusa Group. Projekt „Plantacji sztuki” jednak nie powiódł się. W dodatku w 2008 roku, w wieży wybuchł pożar. Policja mówiła o przypadkowym zaprószeniu ognia przez nieznanego sprawcę. Od Gudzowatego obiekt odkupiła spółka Water Tower, która nie stosowała się do zaleceń konserwatorskich. Od Water Tower wieżę przejął Zakład Badawczo-Produkcyjny Mostostal. Po pewnym czasie okazało się, że pod tą nazwą kryje się ten sam właściciel. Wreszcie, w 2013 roku obiekt znalazł się w rękach Cypriana Lutoborskiego, prywatnego przedsiębiorcy spod Warszawy.