Zawsze mnie to zastanawia – dlaczego tak gonimy za szybkimi efektami w ogrodzie? Drzewka karłowe, rośliny jednoroczne, wszystko, co da plony najlepiej “na już”. A tymczasem niektóre z najwspanialszych roślin potrzebują po prostu czasu.
Weźmy takie leszczyny. Prawda, nie dadzą orzechów w pierwszym roku. Nawet nie w drugim. Ale kiedy już zaczną… będą z nami przez pół wieku! Tak, dobrze przeczytaliście – leszczyna może dawać plony przez 50-60 lat! Mój dziadek posadził kilka krzewów, gdy byłem dzieckiem, i do dziś zbieram z nich orzechy. Taka inwestycja na dekady – smaczna, zdrowa i diabelnie długowieczna.
Dlaczego warto wcisnąć leszczynę do swojego ogrodu?
Główny powód to oczywiście te pyszne orzechy. Ale jest ich więcej! Po pierwsze, leszczyna to naprawdę ładny krzew. Jej liście wyglądają jak przytulne serduszka, a jesienią? Cóż, wtedy robią się cudownie złote. A wiedzieliście, że leszczyna to jeden z pierwszych zwiastunów wiosny? Te jej żółte bazie potrafią pojawić się już w lutym, kiedy wszystko dookoła jeszcze śpi zimowym snem.
Co do zdrowotnych spraw – orzechy laskowe to taka mała elektrownia odżywcza. Mają te dobre tłuszcze , sporo białka, błonnik i witaminę E. Obniżają cholesterol i wspierają serce. Wiem za to, że smakują obłędnie i są bez tych wszystkich świństw, które często znajdujemy w sklepowych produktach.
No i jest jeszcze jeden fajny patent – leszczyna świetnie sprawdza się jako żywy płot. Sąsiad podgląda przez ogrodzenie? Posadź rząd leszczyn i po problemie! Będziesz miał i prywatność, i smakołyki. Dwa w jednym!
Jaką odmianę wcisnąć do ogródka, żeby nie żałować?
W naszym polskim klimacie najlepiej sprawdzają się odmiany takie jak Kataloński, Webba Cenny. Te ostatnie zresztą uprawiam od lat i nie mam na co narzekać.
Jest jeszcze jedna ważna sprawa – większość leszczyn potrzebuje kumpla do zapylenia. Tak, dokładnie, samotna leszczyna to często leszczyna bez orzechów. Dlatego musicie posadzić co najmniej dwa krzewy różnych odmian. Mój znajomy o tym zapomniał i przez trzy lata zastanawiał się, czemu nie ma plonów!
Ostatnio przeglądałem ofertę Sklepu Sadowniczy.pl i mają tam sporo fajnych odmian, które są już sprawdzone w naszym kapryśnym klimacie. Jakość sadzonek naprawdę w porządku – z własnego doświadczenia wiem, że przyjmują się bez problemu.
Jak dbać o leszczynę, żeby sypała orzechami
Na szczęście leszczyna to nie jakaś kapryśna księżniczka ogrodowa, która wymaga ciągłej uwagi. Ale kilka rzeczy jednak warto robić, jeśli marzy wam się porządny zbiór orzechów:
Podlewanie (tak, trzeba!)
Z młodymi sadzonkami nie ma żartów – podlewajcie je regularnie, zwłaszcza gdy słońce praży. I nie, deszcz raz na tydzień to nie zawsze wystarczy (przekonałem się o tym w zeszłym roku, gdy straciłem młodą sadzonkę…). Starsze krzewy są twardsze, ale i one w czasie długiej suszy potrzebują pomocy. Moja rada? Lepiej porządnie podlać raz na tydzień niż codziennie po troszeczku. Woda musi dotrzeć do głębszych korzeni, a nie tylko zmoczyć powierzchnię.
Karmienie (bo głodny krzew nie rodzi)
Wiosną (marzec-kwiecień) dajcie leszczynie jakiś porządny nawóz wieloskładnikowy. Albo kompost. Albo obornik (ale taki dobrze przegniły!). Rozsypcie go wokół krzewu i będzie super. ALE! Uważajcie z nawozami bogatymi w azot. Pewnie, krzew będzie piękny i zielony, ale orzechów nie uświadczycie. Sam tak kiedyś zrobiłem – przeładowałem azotem i miałem liści jak na czterech krzewach, ale orzechów jak na pół…
Cięcie (tylko z głową!)
Leszczyna nie potrzebuje fryzjera co tydzień, ale od czasu do czasu warto ją ogarnąć:
Wywalcie wszystko, co suche, chore albo przemrożone. Takie pędy i tak już nic nie dadzą.
Jeśli jakieś gałęzie rosną do środka – won z nimi! Środek korony musi mieć dostęp do światła.
Jak jakiś pęd szaleje i rośnie jak rakieta – przytnijcie go, bo zabiera energię innym.
Te pędy wyrastające z ziemi wokół głównego krzewu też usuwajcie (chyba że chcecie, żeby leszczyna kolonizowała cały ogród).
Najlepszy czas na te fryzjerskie zabawy? Późna zima – koniec lutego, początek marca. Jak krzew jeszcze śpi, ale już niedługo się obudzi. Wtedy najlepiej znosi cięcie.
Zbiory i przechowywanie, czyli jak nie zmarnować swojego skarbu
Wrzesień to ten magiczny miesiąc, kiedy wreszcie zbieramy nagrody za naszą cierpliwość! Orzechy są gotowe do zbioru, gdy ich zielona otoczka zaczyna brązowieć i sama odchodzi od orzecha. Mam dwie metody zbierania:
Dla niecierpliwych: Jak tylko widzę, że orzechy są prawie gotowe, zbieram je prosto z krzewu.
Dla leniwych (jak ja): Rozkładam pod krzewem stare prześcieradło i czekam, aż orzechy same spadną. Trzeba tylko pilnować, żeby ptaki czy wiewiórki nie były szybsze!
Po zebraniu zaczyna się najważniejsza część – suszenie. Jak tego nie zrobicie, orzechy szybko spleśnieją (pierwszy rok uprawy, popełniłem ten błąd…). Rozkładam je cienką warstwą na gazecie w suchym, przewiewnym miejscu. I zostawiam na kilka dni, czasem nawet tydzień. Jak już są dobrze wysuszone, to pakuję je do płóciennych woreczków i trzymam w spiżarni. Trzymają się tak kilka miesięcy bez problemu.
A jak chcecie orzechy na dłużej? Są dwie opcje: zamrażarka (działa super!) albo próżniowe pojemniki. W ten sposób możecie cieszyć się orzechami nawet przez rok. Moja żona robi czasem zapasy na świąteczne wypieki i zawsze działają idealnie!
Wrogowie leszczyny, czyli kto chce zepsuć nam zabawę
Leszczyna ma swoich wrogów. Ale spokojnie, nie są to takie straszne potwory, jak w przypadku innych roślin. Oto czarna lista:
Słodyszek leszczynowiec (brzmi słodko, ale to mały drań)
To taki mały chrząszczyk, który uwielbia pąki kwiatowe leszczyny. Zjada je, zanim zdążą się rozwinąć, i pa pa nadzieje na orzechy! Jak go przechytrzyć? Porządki jesienne to podstawa – grabcie liście spod krzewu i je usuwajcie, bo te małe szkodniki często tam zimują. Sam przekonałem się o tym na własnej skórze – rok bez grabienia i miałem inwazję słodyszków!
Monilioza (brzmi jak imię księżniczki, ale to zaraza)
To paskudna choroba grzybowa, od której młode pędy leszczyny po prostu usychają i zamierają. Recepta? Bezlitośnie wycinajcie zainfekowane pędy i najlepiej je spalcie. Tak, wiem, to trochę radykalne, ale ten grzyb jest bardzo zaraźliwy. Warto też na początku kwitnienia opryskać krzew jakimś środkiem grzybobójczym, dla świętego spokoju.
Mszyce (małe zielone wampiry)
Te małe szkodniki uwielbiają młode, soczyste liście i pędy. Wysysają z nich soki i zostawiają lepką substancję, na której potem rozwija się sadza. Obrzydlistwo. Na szczęście, jeśli atak nie jest masowy, można je zwalczyć domowymi sposobami. Ja rozpylam roztwór szarego mydła (zwykłe szare mydło roztopione w ciepłej wodzie) albo wyciąg z pokrzywy. Babcia mnie tego nauczyła i działa naprawdę nieźle!
Najważniejsze: dbajcie o swoje leszczyny! Zdrowa, dobrze odżywiona i podlana roślina jest o wiele bardziej odporna na całe to towarzystwo. To jak z ludźmi – kto silny i zdrowy, ten rzadziej choruje!
Nie tylko leszczyna – inne orzechy też są spoko!
Jak już złapiecie bakcyla orzechowego, to może warto pójść dalej? Orzech włoski to absolutny klasyk polskich ogrodów. Pamiętam takie ogromne drzewo u mojej babci – robiło wrażenie! Te drzewa są nie tylko piękne (serio, wyglądają mega dostojnie), ale też ich orzechy to prawdziwe bomby zdrowia – pełno w nich kwasów omega-3 i innych dobroci.
Orzech włoski to nie jest jakiś krzaczek, który wciśniecie w kąt ogródka. To potężne drzewo, które może wyrosnąć! Więc zanim się skusicie, pomyślcie o przestrzeni. No i o sąsiadach, bo liście orzecha wydzielają substancje, które mogą hamować wzrost niektórych roślin w pobliżu.
Na koniec – czy warto czekać na te orzechy?
Po tylu latach uprawy orzechów laskowych mogę wam powiedzieć jedno – absolutnie warto! Tak, pierwsze plony będziecie zbierać dopiero po 3-4 latach, ale potem? Przez kolejne DEKADY będziecie mieć własne pyszne orzechy. I wiecie co? Smakują zupełnie inaczej niż te sklepowe. Są świeższe, bardziej aromatyczne, a przede wszystkim – wasze własne.
Leszczyna to taki bonus w ogrodzie. Nie tylko daje orzechy, ale też wygląda super. Te wczesne bazie zwiastujące wiosnę zawsze poprawiają mi humor po zimie. A jesienią? Złote liście dodają ogrodowi koloru, kiedy inne rośliny już powoli zasypiają.
Więc jak będziecie planować nasadzenia w ogrodzie, dajcie szansę leszczynie. Wiem, że żyjemy w czasach natychmiastowej satysfakcji, ale niektóre rzeczy po prostu potrzebują czasu. I wiecie co? Zazwyczaj są tego warte. Jak dobre wino, dobra książka czy właśnie – leszczynowe orzechy. Wasze przyszłe “ja” podziękuje wam za tę odrobinę cierpliwości, gdy będziecie zajadać się własnymi, domowymi orzechami. Gwarantuję!
materiał partnera | informacja