Był już projekt, był nawet nierozstrzygnięty przetarg. Co dalej z przebudową „Pajączka”?

W najbliższych latach nie będzie przebudowy skrzyżowania u zbiegu ul. Daszyńskiego, Kozielskiej, Sobieskiego i Siemińskiego.

– W mieście realizowane są w tej chwili inne priorytety drogowe – informują drogowcy.

 
Popularny „Pajączek” był już o włos od rozpoczęcia gruntownej przebudowy. ZDM miał konkretny projekt na nowe skrzyżowanie. W 2018 roku rozpisano przetarg. Cenę określono na poziomie 6,5 mln złotych. W postępowaniu wpłynęła tylko jedna oferta – gliwickiego PRUiMu. Opiewała na 8,5 mln złotych. Przetarg unieważniono, a pomysł trafił do szuflady.

DRODZY CZYTELNICY! TRWA CISZA WYBORCZA. DO ZAKOŃCZENIA WYBORÓW WSZYSTKIE WASZE NOWE KOMENTARZE BĘDĄ MODEROWANE, MOGĄ WIĘC UKAZAĆ SIĘ Z OPÓŹNIENIEM. KOMENTARZE MAJĄCE CHARAKTER AGITACJI ZOSTANĄ OPUBLIKOAWANE PO ZAKOŃCZENIU CISZY WYBORCZEJ.

Wkrótce zaczęto się przyglądać, jak na ruch na skrzyżowaniu wpływa wprowadzony w 2018 roku woonerf na ul. Siemińskiego.

– Zmniejszenie natężenia ruchu drogowego w ciągu ul. Siemińskiego z całą pewnością miało wpływ na zmniejszenie liczby zdarzeń drogowych na wspomnianym skrzyżowaniu

– mówi Jadwiga Stiborska, rzecznik prasowy Zarządu Dróg Miejskich w Gliwicach.

ZDM z planów przebudowy skrzyżowania jednak nie zrezygnował. Drogowcy na razie wskazują na konieczność realizacji innych inwestycji drogowych w mieście. Ewentualne prace na „Pajączku” wiązałyby się z wielomiesięczną reorganizacją ruchu w tej części miasta.

Pierwotny plan zakładał podzielenie węzła na dwa niezależne skrzyżowania. Pierwsze z nich miało powstać u zbiegu ulic Daszyńskiego, Jasnogórskiej, Siemińskiego oraz Kozielskiej, a ruch sterowany miał być światłami, drugie – łączyć Daszyńskiego z Sobieskiego.

Co ciekawe, podnoszona wówczas argumentacja urzędników o niskim poziomie bezpieczeństwa na skrzyżowaniu, stała w sprzeczności z danymi policji.

– Analizując i porównując statystyki zdarzeń na różnych gliwickich skrzyżowaniach, nie można stwierdzić, że jest to szczególnie niebezpieczne miejsce. Jak wynika z naszych rejestrów, w ostatnich pięciu latach doszło tam do jednego niegroźnego wypadku i kilkunastu stłuczek, najczęściej najechania na tył poprzedzającego pojazdu – informował nas w 2017 roku podinspektor Marek Słomski, oficer prasowy KMP Gliwice.

Być może więc, skoro do końca nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze, a oczekiwania ZDM rozminęły się z warunkami rynkowymi, które podyktowały kwotę o 30% wyższą niż oczekiwania drogowców.
(msz)