Gliwiczanin przebiegnie 1500 kilometrów w 36 dni. Cel? Zbiórka pieniędzy dla chorej 8-latki

Start: Częstochowa, meta: Rzym. Czas: 36 dni, dystans: 1500 kilometrów. Wyłącznie na własnych nogach, i to biegiem! Taką trasę pokona 23-letni Tomek Sobania z Gliwic, trenujący w sekcji lekkoatletycznej Piasta Gliwice, uczeń studium wokalno-baletowego przy Teatrze Miejskim. Biegnąc, zbierze pieniądze na leczenie 8-letniej dziewczynki.

 
Wyrusza w niedzielę, 29 sierpnia z Jasnej Góry. Do Rzymu, zgodnie z planem, dotrze 3 października. Pobiegnie maratonami, po 42 kilometry. Jeden dzień – jeden maraton. W biegu zobaczy Czechy, Słowację, Austrię, Słowenię, a gdy już się zatrzyma, zwiedzi Włochy. Ale powrót już nie na nogach, lecz kamperem, który wraz z trzyosobową ekipą będzie mu towarzyszył całą wyprawę.

Na trasie między Częstochową a Rzymem znajdą się także Gliwice.

Tomek przebiegnie przez miasto, w towarzystwie przyjaciół z sekcji lekkoatletycznej Piasta oraz z eskortą policji, w poniedziałek, 30 sierpnia około godziny 17.00. Od Radiostacji ulicą Tarnogórską, placem Piastów, ul. Zwycięstwa, Bednarską, Dolnych Wałów, aż na plac Mickiewicza.


– Na Rzym przygotowywałem się dwa lata – mówi. – Trenowałem pięć, sześć razy w tygodniu, brałem udział w startach kontrolnych, na przykład w biegu 24-godzinnym, w którym w ciągu doby przebiegłem 120 kilometrów.

To nie pierwsza taka wyprawa Tomka, choć najdłuższa i najtrudniejsza.

Podczas ostatniej, dwa lata temu, w ciągu 18 dni pokonał 750 kilometrów z Zakopanego do Gdyni. Trzy lata temu zrobił na nogach 300 kilometrów, biegnąc z hiszpańskiego Aviles do Santiago de Compostela. To były biegowe pielgrzymki, którym towarzyszył cel charytatywny. W Hiszpanii – zbiórka pieniędzy dla Laury z Gliwic, cierpiącej na dziecięce porażenie mózgowe, Polskę przemierzył zaś dla Dominiki z Knurowa, chorej na nowotwór. Teraz jego celem jest zbiórka na leczenie Hani Zając, małej mieszkanki Radzionkowa w sąsiednim powiecie tarnogórskim. Dziewczynka choruje na medulloblastomę (guz mózgu).

– Nie znam Hani, ale to bez znaczenia. Jest potrzeba, chcę pomóc. Dziewczynka prawdopodobnie pojawi się wraz z rodzicami na starcie, wtedy ją zobaczę. A powiedziała mi o niej grupa biegaczy z Radzionkowa, która wie, że biegam charytatywnie – mówi Sobania.

– Nie jestem wielkim altruistą, który postanowił wstać z kanapy i biegać dla innych – zaznacza. – Zawsze ważny był dla mnie sport i przy okazji uświadomiłem sobie, że mogę zrobić coś dobrego.

Prócz przygotowań fizycznych, dwa lata Tomek przygotowywał swój bieg organizacyjnie – musiał zebrać wspomagającą go ekipę, potrzebny był kamper oraz przekonanie do siebie sponsorów (wyprawa to koszt ok. 40 tys. zł). Musiał też zorganizować miejsca noclegowe, w których można stanąć kamperem – tu z pomocą przyszedł biskup Iwanecki z diecezji gliwickiej, który dał „glejt” do parafii w Polsce i Europie. I jeszcze jedno, co biegacz musiał/chciał załatwić: spotkanie, 6 października, z papieżem Franciszkiem – uściśnięcie mu dłoni ma być zwieńczeniem biegu.

Czy czasem, biegnąc, ma dość?

Jasne! Podczas wyprawy przez Polskę nie miał sił, by wstać z łóżka i pójść do łazienki. Ale o kapitulacji nie myślał ani razu.

– Jeśli w coś bardzo wierzę i bardzo tego chcę, nie dopuszczam do siebie myśli o rezygnacji. By biec dalej, przypominam sobie, po co to robię – tak będzie i tym razem.

Marysia Sławańska