Zgłaszającą i dyżurnego gliwickiej policji dzieliło kilkaset kilometrów, mimo tego pomoc dotarła na czas. Gliwiczanin, którego stan zdrowia uległ nagłemu pogorszeniu, w porę trafił do szpitala.
Sytuacja miała miejsce w poniedziałek, 14 lipca.
– Do Komendy Miejskiej Policji w Gliwicach zadzwoniła zaniepokojona kobieta z województwa podlaskiego. W rozmowie z dyżurnym poinformowała, że chwilę wcześniej rozmawiała telefonicznie ze swoim partnerem, mieszkańcem Gliwic, który mówił niewyraźnie, bełkotliwie i brzmiał, jakby był w złym stanie. Po zakończeniu rozmowy 38-letni mężczyzna przestał odbierać telefon – relacjonuje rzeczniczka gliwickiej policji, nadkomisarz Marzena Szwed.
Na miejsce skierowano odpowiednie jednostki: patrol policji, zastęp straży pożarnej oraz zespół ratownictwa medycznego.
Drzwi do mieszkania były zamknięte od środka, dlatego strażacy dostali się do środka przez okno. W jednym z pomieszczeń zastali mężczyznę siedzącego na łóżku, z widocznym niedowładem jednej strony ciała i silnie zaburzoną mową. Objawy te mogły wskazywać na stan nagły, wymagający pilnej pomocy medycznej
– dodaje oficer prasowa.
Z ustaleń obecnych na miejscu służb wynika, że mężczyzna tego samego dnia wrócił z dalekiej podróży – kierował samochodem na trasie kilkuset kilometrów. Niewykluczone, że zmęczenie i długa jazda mogły mieć wpływ jego stan.
– Ratownicy medyczni udzielili mu niezbędnej pomocy i przewieźli do szpitala. Dzięki szybkiej reakcji kobiety oraz skoordynowanej akcji służb, pomoc dotarła na czas. W takich sytuacjach każda minuta ma znaczenie – czujność i zdecydowanie mogą uratować życie – podsumowuje rzeczniczka.
(żms)/KMP GLIWICE