D.Jezierski: W Gliwicach istnieje siatka zależności, mamy tu wręcz kastę społeczną

Od lat zajmuje się śledzeniem działalności gliwickich spółek komunalnych. Na niwie zawodowej z sukcesami reżyseruje przedstawienia teatralne (ostatnio w Gruzji).

Teraz rzucił rękawicę tym, którym przez lata nie szczędził krytyki i startuje w nadchodzących wyborach prezydenckich. O szansach (także tych zmarnowanych) dla Gliwic rozmawiamy z Dariuszem Jezierskim.

Wywiad z Dariuszem Jezierskim to kolejny z cyklu wywiadów, które przeprowadzamy z kandydatami ubiegającymi się o fotel prezydenta Gliwic.

Michał Szewczyk, Gazeta Miejska – Jeździ Pan po Śląsku, odwiedza inne miasta?


Dariusz Jezierski – Tak, często.

– I jak na ich tle prezentują się Gliwice?

– W sensie ekonomicznym ewidentnie nie jest w Gliwicach źle. Porównując się z Bytomiem czy Rudą Śląską możemy spać spokojnie. Natomiast byłbym już ostrożny chociażby co do porównań z Zabrzem, Tychami czy Żorami. Te miasta zaczynają nas konsekwentnie doganiać, a w niektórych dziedzinach wręcz wyprzedzać. Nie wynika to z tego, że one przyspieszyły, ale, że my popełniliśmy gdzieś błąd i weszliśmy w ślepą uliczkę.

Wywiad ukazał się 7 października w gliwickim wydaniu Gazety Miejskiej

Wywiad ukazał się 7 października w gliwickim wydaniu Gazety Miejskiej

– Jest Pan znany z konsekwentnej krytyki włodarzy Gliwic, ale czy są takie decyzje obecnej władzy, pod którymi podpisałby się też Dariusz Jezierski?

– Wbrew temu co może wynikać z rzeczywiście krytycznych publikacji, są w Gliwicach rozwiązania, które trzeba pochwalić. Miasto nie znajduje się w złej sytuacji i jest to efektem zwłaszcza pierwszej dekady prezydentury Zygmunta Frankiewicza. Pewne rozwiązania w infrastrukturze czy inwestycjach (np. strefa ekonomiczna) należy uznać za koło zamachowe, które rozpędziło Gliwice. Ale tak jak nie ma perpetuum mobile w fizyce, tak nie ma w gospodarce. Od dłuższego czasu „jedziemy” już tylko na oparach tego rozpędu. Stąd między innymi bierze się moja krytyka.

– Kampania wyborcza to spore wymagania finansowe – nie boi się Pan, że przy ograniczonych środkach, Pana przekaz może nie dotrzeć do wyborców?

Wywiad z Borysem Budką

Wywiad z Borysem Budką

– Wierzę mocno, że ilość rozklejonych plakatów można zastąpić ilością przechodzonych kilometrów i godzin przegadanych z mieszkańcami. Postawiłem sobie wysoko poprzeczkę – krytykując różne aspekty zarządzania miastem, nie mogę zaproponować półśrodków i zdaję sobie sprawę, że moim głównym zadaniem jest przekonanie wyborców do zaproponowanych rozwiązań poprzez kontakt bezpośredni.

– Na Pana liście wyborczej jest kilka osób związanych z ekipą „referendystów”, która wypłynęła w wyborach cztery lata temu na fali oporu wobec likwidacji tramwajów. Pan też często gra tą kartą.

– W kwestii komunikacji miejskiej decyzja prezydenta była kosmicznie nietrafiona.

Właśnie pojawiła się nowa perspektywa unijna, dzięki której można otrzymać z unijnego budżetu do 80% zwrotu wydatków na komunikację ekologiczną. Strategiczne zarządzanie miastem zakłada przewidywanie takich sytuacji. W kilkunastu miastach Europy podnosi się komunikację tramwajową od zera. Zdjęcie szyn i kupienie pewnej ilości solarisów nie rozwiąże problemów komunikacyjnych Gliwic.

– Czyli prezydent Jezierski przywróci tramwaje?

– Nie jest powiedziane, że ja, ale zakładam że miasto je przywróci. Dysponuję w każdym razie szczegółowym, blisko 60 stronicowym programem całego systemu komunikacji miejskiej, który wyceniam na około 800 mln złotych rozłożonych na dekadę. Sieć tramwajowa byłaby więc nie tylko przywrócona, ale wręcz rozszerzona. Samym przebiegiem tras zajmą się jednak fachowcy, których mimo likwidacji Katedry Transportu Szynowego, w Gliwicach nie brakuje.

– Od czasu ostatniego referendum wyrósł Pan na specjalistę-samouka od Kodeksu Spółek Handlowych. Formułuje Pan poważne zarzuty wobec rządzących.

– Włożono ogromne środki finansowe w przerośniętą gigantycznie jak na miarę miasta 180-tysięcznego sieć powiązanych ze sobą spółek, która jest niewydolna ekonomicznie.

Jesteśmy w sytuacji, w której tak pojęta gospodarka komunalna pochłonąwszy ogromne środki, nie tylko nie ma pozytywnego wpływu na miasto, ale wręcz destabilizuje rynek w wielu dziedzinach. A przecież utopiliśmy w spółkach (w samych kapitałach zakładowych) grubo ponad 600 milionów złotych.

– Skąd u reżysera teatralnego taka determinacja w badaniu przepisów prawa?

– W pewnym momencie zobaczyłem ile jest tych ?miejskich? spółek. Ukazał mi się pewien łańcuszek – te same nazwiska funkcjonują wszędzie. Zaczęło się od PRUiM-u, który jest prawdziwą kopalnią patologicznych zjawisk, związanych z nadzorem właścicielskim. Oto pan prezes tejże spółki doprowadził do jej podziału i obsadził się w organach wszystkich spółek, które powstały z tego podziału. Zadałem sobie pytanie czy to możliwe, żeby prawo tak daleko odbiegało od etyki. I okazało się, że w Gliwicach istnieje siatka zależności tak misternie powiązana, że mamy grupę ludzi, którą można wręcz nazwać pewną kastą społeczną. Oni kontrolują miażdżącą większość twardych finansów, które krążą w Gliwicach. Niezgodnych z prawem zachowań nie ustrzegł się także prezydent Frankiewicz, który zgodnie z moimi ustaleniami złamał tzw. ustawę antykorupcyjną, zasiadając w radzie nadzorczej KSSE. Trudno takie fakty przemilczeć. Zawsze z podniesioną przyłbicą stawiałem konkretne zarzuty.

Wywiad z Małgorzatą Tkacz-Janik

Wywiad z Małgorzatą Tkacz-Janik

– Często podkreśla Pan w wywiadach, że jest przede wszystkim artystą. Jaka jest Pana propozycja kulturalna dla Gliwic? Wydaje mi się, że często ta obecna zasadza się na dwóch przeciwieństwach – albo jest to propozycja, do której trzeba ubrać frak i muszkę albo popadamy w drugą skrajność i robimy przaśny koncert disco-polo. Brakuje trochę tego środka.

– Na pewno nie należy sięgać wyłącznie do nieszczęsnego miernika, jakim jest frekwencja. Jest ona efektem wieloletniej, konsekwentnej pracy i po wielu latach zaniedbań nie ?urodzi się? sama. Jeśli chodzi o takie imprezy jak koncert disco-polo, też muszą się odbywać. Nie jest tak, że społeczeństwo chce tylko sztuki i kultury wysokiej. Trzeba budować ofertę dla wszystkich. Natomiast u nas faktycznie nastąpiło niebezpieczne „wychylenie” w stronę „kultury bulwarowej”.
Trzeba również zracjonalizować działalność Gliwickiego Teatru Muzycznego i wesprzeć pozytywne trendy w Muzeum w Gliwicach. Niezbędne są też udogodnienia dla twórców, tak aby np. otrzymując dotację na swoją działalność mogli tworzyć, a nie musieli zajmować się księgowością. Życie kulturalne to złożony problem, godny wręcz osobnego wywiadu.

– W tej szeroko pojętej przestrzeni kulturalno-sportowej wkrótce pojawi się nowy obiekt – hala Gliwice. Potencjał czy problem dla Gliwic?

– Ewidentny problem. Mówiło się, że to będzie największa hala w Polsce. Już tak na pewno nie jest. Poza tym nasz region to zagłębie hal – Ostrawa, Katowice, Kraków.

– Gliwice nie mają potencjału by rywalizować o publiczność z tymi miastami?

– Atrakcyjność Gliwic jako miejsca gigantycznych koncertów i imprez sportowych zawsze będzie ograniczona i będzie wymagała większych zabiegów niż w Krakowie czy Katowicach.

Źle się stało, że Rada Miejska nie wyegzekwowała od prezydenta rzeczowej, opartej na wyliczeniach wizji rozwoju i utrzymania hali. Kraków już wycenił, że będzie dokładał do hali 12 mln złotych rocznie. W Gliwicach też będziemy mieć ten problem. Wmawia się gliwiczanom, że poradzimy sobie ze spłatą długu zaciągniętego na budowę tego obiektu. Poradzimy sobie tak samo, jak niejedna rodzina ze spłatą samochodu – jedząc chleb i pasztetową. Pytanie brzmi przede wszystkim, czego w zamian nie będzie? To jest po prostu megalomańska propozycja nie na miarę Gliwic.

– Zapowiedział Pan, że szczegóły programu ujawni na 35 dni przed wyborami,. Mimo wszystko, do wyborów zostało niecałe 6 tygodni – prosiłbym o wskazanie dwóch sztandarowych propozycji dla Gliwic, które będą Pana identyfikować w tej kampanii.

– Jeśli wygramy, będziemy konsekwentnie inwestować w boom edukacyjny i planujemy całkowitą rewolucję w gospodarce mieszkaniowej. Zreorganizujemy też gospodarkę komunalną i zainwestujemy w komunikację miejską na miarę przyszłości. Pakiet propozycji mamy też dla służby zdrowia i w zakresie rozwiązań prorodzinnych. Myślę, że program pozytywnie zaskoczy gliwiczan. Dodam od razu, że konsekwentnie wskazujemy nie tylko ?co?, ale również ?za co?.

Wywiad ukazał się 7 października w gliwickim wydaniu Gazety Miejskiej

Wywiad ukazał się 7 października w gliwickim wydaniu Gazety Miejskiej

– Wierzy Pan w zwycięstwo czy po prostu chce dotrzeć ze swoim przekazem do większej ilości gliwiczan?

– Nigdy nic mi nie przychodziło łatwo. Czy w teatrze, czy w dziennikarstwie. Podobnie będzie zapewne w samorządzie. Najlepsze rodzi się przez ciężką pracę. Zatem wierzę w zwycięstwo ? swoje i miasta.

– Ale chyba nie w pierwszej turze?

– Na pewno nie. W pierwszej turze nie powinien wygrać też prezydent Zygmunt Frankiewicz. Jeżeli w drugiej turze znajdzie się ktoś inny niż ja, oczywiście będziemy z nim rozmawiać. Jestem głęboko przekonany, że najgorsze co może spotkać miasto w najbliższych latach, to pozostanie tego samego układu biznesowo – samorządowego przy władzy. I celowo używam właśnie tej kolejności.

Rozmawiał Michał Szewczyk